Andrzej Pacholczak
Miał przed sobą kilkanaście miesięcy życia
Andrzej Pacholczak wygrał najpierw z ziarnicą złośliwą, a potem dostał nowe serce. – Żyję tak, żeby nie zmarnować tego daru – mówi mężczyzna.
Pan Andrzej zachorował na ziarnicę złośliwą w 2004 roku. To nowotwór układu krwiotwórczego. Na ziarnicę zapadają najczęściej albo młodzi ludzie, pomiędzy 15 a 35 rokiem życia, albo pacjenci po 50-tce. Jednym z objawów są powiększone węzły chłonne. Pan Andrzej wyczuł pod palcami, że ma powiększony węzeł z prawej strony szyi. Odbywał wtedy zasadniczą służbę wojskową, miał zaledwie 21 lat, za parę tygodni miał wyjść do cywila. Zgłosił się do lekarza z izby chorych. – Pomyślałem, że najwyżej czas przed wyjściem do rezerwy spędzę leżąc na izbie – mówi.
Lekarz stwierdził, że konieczne będzie usunięcie węzła, wysłał pana Andrzej do szpitala wojskowego w Poznaniu. Termin zabiegu był przekładany, w końcu, już w cywilu, mężczyzna znalazł się w Wielkopolskim Centrum Onkologii. Minęło zaledwie kilka dni i rozpoczął chemioterapię. – Dopiero wtedy lekarze wyjaśnili mi, na co jestem chory. Byłem w szoku, wcześniej nawet za bardzo nie wiedziałem, czym zajmują się lekarze onkolodzy – opowiada pan Andrzej.
15 lat remisji
Mężczyzna wspomina, że chemię znosił na początku dosyć dobrze. Większe perypetie zdarzały mu się po zastrzykach ze sterydami, ze dwa razy zasłabł. Z czasem jedna zaczął mieć coraz bardziej dość leczenia. – Kiedyś nawet kuzynowi, który wiózł mnie do szpitala powiedziałem, żebyśmy zawrócili, że powiem, że miałem gorączkę – opowiada.
Mimo chwil słabości, wytrwał. Dwa lata później profesor Andrzej Lange, który kieruje Dolnośląskim Centrum Transplantacji Komórkowych z Krajowym Bankiem Dawców Szpiku, wykonał u niego autologiczny przeszczep szpiku. To taki przeszczep, gdzie dawca i biorca to ta sama osoba, czyli przeszczepia się własny szpik pacjenta. – Dopiero wtedy odczułem, jakie mogą być skutki chemioterapii. Nie musiałem nawet obcinać włosów, wychodziły same całymi garściami – wspomina pan Andrzej.
Po przeszczepie lekarze stwierdzili u niego remisję choroby. – Trwa już 15 lat, choć gdy pytałem o szansę na życie, jeden z lekarzy powiedział mi, że jeśli nie będę się leczył, mam przed sobą pół roku, a jeśli poddam się leczeniu, będę żył półtora roku – mówi mężczyzna.
Wydawało mu się, że problemy zdrowotne ma już za sobą. Zaczął pracę, ciężką fizycznie, jako murarz. Kilka lat później, w 2010 roku, zaczął czuć, że ma coraz mniej sił, dokucza mu zadyszka, często jest zmęczony. Trafił do szpitala w Obornikach Wielkopolskich. Tam już po pierwszych badaniach lekarze stwierdzili, że mężczyzna ma chore serce. Skierowali go do Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Tam dowiedział się od lekarzy, że chemioterapia, która pozwoliła mu wygrać z chłoniakiem, doprowadziła do poważnego uszkodzenia serca i jego niewydolności, że konieczne będzie wszczepienie specjalnego urządzenia, kardiowertera-defibrylatora, który będzie czuwał nad rytmem jego serca.
– Po roku czekania wszczepiono mi to urządzenie – mówi pan Andrzej. Cztery lata później po raz pierwszy lekarze powiedzieli mu, że konieczny będzie przeszczep serca. – Czułem się coraz gorzej. Jeszcze stosunkowo najłatwiej było mi się poruszać na rowerze. Z chodzeniem miałem wielkie problemy. Półkilometrowy spacer do rodziców wyglądał tak, że co 30-40 metrów musiałem odpoczywać, bo byłem tak bardzo zmęczony. Kilka schodów było jak Himalaje – wspomina.
Nowe życie
W 2015 roku przeszedł udar. Do szpitala trafił nieprzytomny, kilka dni później już chodził, a po dziewięciu dniach został wypisany do domu, z prawostronnym niedowładem, ale samodzielny. 4 stycznia 2017 roku w Klinice Kardiochirurgii i Transplantologii poznańskiego szpitala przeszczepiono mu serce. Rano o g. 9 zadzwonił lekarz z informacją, że jest dla niego serce i ma się zdecydować, czy je „bierze”. Był w takim szoku, że nie był w stanie odpowiedzieć. Usiadł w fotelu i nie wiedział co zrobić. Ale takiej szansy nie mógł zmarnować. – Wiem tylko tyle, że dawcą była młoda osoba. Dzisiaj poza koniecznością pamiętania o zażywaniu leków i wizytach kontrolnych czuję się, jakbym nigdy nie chorował – mówi pan Andrzej.
Nie udało mu się w życiu prywatnym, żona się z nim rozwiodła. Nie poddał się, stara się cieszyć każdą chwilą życia. Pracuje w sklepie oferującym produkty do domu i ogrodu, ma kontakt z ludźmi, co bardzo lubi. Stara się angażować w różne przedsięwzięcia. Jesienią został radnym w gminie Ryczywół, potem razem ze znajomymi zorganizowali sztab WOŚP. Zaczął wreszcie wyjeżdżać na wakacje, na razie nad morze, ale planuje już wyjazd w góry. – Robię wszystko, żeby nie zmarnować oferowanego daru, jakim było nowe serce – mówi.