Jacek Zwierzchowski
Drugie życie hokeisty
Jacek Zwierzchowski, kierownik hokejowej drużyny Politechnika Poznańska dwa dni temu obchodził siódmą już rocznicę przeszczepu serca.
Pan Jacek hokej na trawie pokochał jeszcze w czasach, gdy był dzieckiem. Wychował się na poznańskim Grunwaldzie, boisko było bardzo blisko. Wszyscy w okolicy grali w hokeja, więc on sam też zaczął biegać po trawie z hokejowym kijem. Tak go to wciągnęło, że zaczął uprawiać hokej na trawie zawodowo. – Przechodziłem regularnie wszystkie wymaganie badania, nigdy nie niepokojącego nie wykazały – mówi pan Jacek.
Trzy zawały i udar
Po tym, jak zakończył wyczynowe uprawianie sportu trochę przybyło mu kilogramów, nie był w stanie rozstać się z papierosami, ale czuł się wyśmienicie. W sierpniu 2011 roku wziął jeszcze udział w międzynarodowym turnieju hokeja na trawie w Poznaniu. Biegał po boisku, nic złego się nie działo. Do głowy by mu nawet nie przyszło, że zaledwie za kilka tygodni przyjdzie mu zacząć walczyć o życie. 30 września, bez ostrzeżenia, dostał pierwszego zawału. Lekarze go uratowali. Nim minął miesiąc, chodził już podpierając się laską, bo przeszedł udar mózgu. W listopadzie był już po trzech zawałach.
– Wszystko toczyło się bardzo szybko. Z człowieka, który nie chorował, stałem się osobą leżącą, dla której szczytem marzeń jest pójście do ubikacji przy pomocy balkonika – opowiada. Lekarze zdecydowali, że pan Jacek musi trafić pod opiekę Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Profesor Marek Jemielity, kierownik Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii nie krył, że jedyna szansą na uratowanie życie będzie dla mężczyzny przeszczep serca. Zabieg mógł się odbyć na miejscu. Niedługo wcześniej, bo w 2010 roku, zespół profesora Jemielitego wykonał pierwszą transplantację serca w Wielkopolsce. Biorcą był 40-latek cierpiący na ciężką kardiomiopatię rozstrzeniową. – Miałem świadomość, że nie ma inne drogi, zawały zrobiły spustoszenie w moim sercu, jego frakcja wyrzutowa wynosiła około 8 proc., ledwo biło. Nigdy nie udało się ustalić, dlaczego w tak krótkim czasie doszło u mnie do trzech zawałów. Przyczyna mogła być genetyczna, mój ojciec i brat umarli w dosyć młodym wieku z powodu serca właśnie – opowiada mężczyzna.
Szybko znalazł się dawca
Pan Jacek był w tak złym stanie, że lekarze nie mogli go już wypisać ze szpitala. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia trafił na listę pilną do przeszczepu serca. Miał wielkie szczęście, bo czekał na niej zaledwie sześć dni. – To cud, że tak szybko udało się znaleźć dla mnie nowe serce – mówi.
Jadł akurat świąteczną kapustę z grzybami, gdy lekarz przyszedł mu powiedzieć, że jest dla niego serce. Natychmiast do szpitala zaczęli się zjeżdżać jego najbliżsi. Wszyscy byli bardzo zdenerwowani. – Nie sposób nie bać się takiej operacji. Mówiłem im, że ja za chwilę zasnę, ale ich czekają ciężkie godziny oczekiwania, czy operacja się udała. Żona potem opowiadała mi, co przeżywali czekając na korytarzu, dla rodziny to naprawdę ogromny stres – mówi pan Jacek.
Na salę operacyjną pojechał o 2 w nocy, w południe został stamtąd wywieziony. Szybko zaczął wracać do zdrowia, pewno wpływ na to miała jego sportowa przeszłość. Pamięta moment, jak bardzo cieszył się, gdy po operacji samodzielnie poszedł do ubikacji, a potem z każdego kolejnego sukcesu. Nie było się bez komplikacji, bo jego organizm próbował odrzucić przeszczepione serce, ale lekarze sobie z tym poradzili. W lutym wrócił do domu, potem do swojej ulubionej drużyny. – Gdzie jechałem, musiałem opowiadać swoją historię – śmieje się.
Mówi, że podobnie jak większość osób po przeszczepach żyje pełnią życia. Musi pamiętać o regularnym zażywaniu leków i badaniach kontrolnych, poza tym może robić wszystko. Zaangażował się w propagowanie wiedzy o przeszczepach narządów, działa m.in. w Stowarzyszeniu Osób po Przeszczepie Serca „Nowe Serce”. Bardzo często myśli o osobie, która podarowała mu nowe życie. 1 listopada na pobliskim cmentarzu pod krzyżem stawia dla niej zapalony znicz. – W Poznaniu pojawił się pomysł budowy Pomnika Dawcy. Dla nas, osób po przeszczepach, taki symboliczny pomnik byłby bardzo ważny – mówi pan Jacek.