Jakub Janczewski
Dostałem drugie życie
– rozmowa z Jakubem Janczewskim –sportowcem z Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji
– Za mało jest przeszczepów nie tylko od zmarłych dawców, ale także od żywych. Mam w Anglii kolegę pływaka, on się dziwi, że mam nerkę od zmarłej osoby, sam nawet nie był na dializach, nim stały się potrzebne, dostał nowy narząd od swojej mamy – mówi Jakub Janczewski.
Jak wygląda twój zwykły dzień?
Jakub Janczewski: Najczęściej jest pełen zajęć. Wstaję wcześnie, bo już około godziny 6 rano. Gdy tylko nic mi nie dolega, pół godziny później jestem już w wodzie, pływam 3-3,5 kilometra, popołudniu zwykle jestem drugi raz na basenie, wtedy pływam jeszcze 1-1,5 kilometra. W międzyczasie mam mnóstwo spraw do załatwienia. Pracuję w klubie sportowym UŚKS Ostrołęka, jestem też prezesem ostrołęckiego WOPR, więc coś do robienia zawsze jest. Mnie to w ogóle ciągnie do wszystkiego, co związane jest w jakiś sposób z wodą, jestem też m.in. instruktorem motorowodnym.
Po co pokonujesz niemal dzień w dzień kilka kilometrów na basenie?
– To mój trening. Pływam może nie wyczynowo, ale już na pewno nie amatorsko. W 2015 roku podczas XX World Transplant Games Mar Del Palta ARGENTYNA 2015 wystartowałem w pięciu pływackich konkurencjach. W każdej wywalczyłem sobie podium, zdobywając 5 medali: złoty, srebrny i trzy brązowe medale. Zrealizowałem to, co sobie zamierzyłem przed tymi zawodami w stu procentach. W 2016 roku podczas 9th European Transplant and Dialysis Sports Championships zdobyłem dla Polski kolejne 7 medali w konkurencjach indywidualnych: 4 srebrne i 1 brązowy oraz dwa złote medale w sztafetach. Pływanie to nie jedyna moja sportowa pasja. Gram też w golfa, mam tytuł wicemistrza Europy, który zdobyłem podczas 8th European Transplant and Dialysis Sports Championships Kraków 2014. Na tych mistrzostwach zdobyłem jeszcze 6 złotych medali w pływaniu – 5 indywidualnie i 1 w sztafecie.
Jako jedyny golfista z Polski przygotowują się do udziału w Mistrzostwach Świata w 2021.
Bierzesz także udział w różnych akcjach propagujących transplantacje i edukujących w tej tematyce społeczeństwo.
– Kiedyś kompletnie nie zdawałem sobie sprawy, o ile za mało wykonuje się u nas przeszczepów. Teraz to doskonale wiem. Uświadomiłem sobie też, że mam moc i siłę, by próbować to zmienić, że jestem żywym przykładem na to, że przeszczep to naprawdę nowe życie, które można w dodatku jeszcze lepiej wykorzystać, niż to poprzednie. Razem z moją dziewczyną organizujemy w szkołach akcje edukacyjne, zapraszamy na nie osoby po przeszczepach, rozdajemy oświadczenia woli. Myślę, że takie działania przynoszą dobre efekty, że gdy ludzie widzą człowieka, który żyje dzięki nowemu narządowi, w dodatku człowieka, którego znają choćby tylko z widzenia, zaczynają inaczej na to wszystko patrzyć. Dociera do nich, że nie mają pewności, czy oni sami lub ich bliscy nie znajdą się w sytuacji, gdy by żyć, będą musieli dostać nowy narząd. Angażuję się także w inne akcje, np. razem z ratownikami WOPR prowadzimy w szkołach pokazy udzielania pierwszej pomocy i resuscytacji. Współpracuję także z stacją dializ, namawiam pacjentów do uprawiania sportu. To ważne, bo osoba w dobrej kondycji ma większe szanse na to, że powiedzie się u niej przeszczep.
Wspomniałeś już, że w Polsce ciągle brakuje dawców…
– Tak. Za mało jest przeszczepów nie tylko od zmarłych dawców, ale także od żywych. Mam w Anglii kolegę pływaka, on się dziwi, że mam nerkę od zmarłej osoby, sam nawet nie był na dializach, nim stały się potrzebne, dostał nowy narząd od swojej mamy. To samo jest np. w Stanach Zjednoczonych, tam także wykonuje się wiele przeszczepów od żywych dawców. W Polsce, choć zaczęły się już przeszczepy łańcuchowe i krzyżowe, gdzie np. narządami wymieniają się pary, ciągle takich zabiegów jest mało. Trzeba to promować, pokazywać, że i dawcy i biorcy czują się świetnie.
Jak to się stało, że potrzebowałeś nowej nerki?
– To się zaczęło, gdy miałem 11 lat. Bolały mnie nogi pod kolanami. Byłem zdrowy, wysportowany, bo trenować pływanie zacząłem w wieku 6 lat. Lekarza to jednak zaniepokoiło, zlecił badanie moczu. Było w nim białko, okazało się, że cierpię na kłębuszkowe zapalenie nerek. Trafiłem pod opiekę pani profesor, która leczyła mnie lekami przeciwodrzuceniowymi i sterydami. Dzięki niej aż przez 7 lat udawało mi się unikać dializ. Miałem 18 lat, gdy stały się konieczne. Po dwóch latach dostałem pierwszą nerkę. Przeszczep się przyjął, czułem się dobrze. Ale w 2007 roku nagle wzrosło mi ciśnienie. Trafiłem do szpitala MSWiA, po badaniach okazało się, że mam bardzo wysoki poziom kreatyniny, zaczęły się przygotowania do kolejnych dializ. Już wcześniej wiedziałem, że coś jest nie tak. Wyjechałem do Wielkiej Brytanii, gdzie zatrułem się lekami przyjmowanymi po to, by nie doszło do odrzucenia przeszczepu. Już tam lekarze mówili, że na pewno dojdzie do odrzucenia nerki. To był dla mnie bardzo ciężki okres, źle się czułem musiałem przerwać studia dziennikarskie. Drugą nerkę przeszczepiono mi 12 lutego 2011 roku.
Przeszczep to naprawdę nowe życie?
– Jak najbardziej! Życie na dializach jest męczące. Co drugi dzień człowieka podpinają do maszyny na cztery godziny. Nie można było nigdzie wyjechać, mogłem zapomnieć o wypadzie na weekend czy o rejsie. Po przerwie w dializowaniu miewałem w poniedziałki rano obrzęki, trzeba je było zrzucać. Miałem ogromne ograniczenia dotyczące diety, nie mogłem na przykład przyjmować zbyt wiele potasu, odpadały owoce i warzywa. Raz zalało mi płuca. Przyjąłem za dużo płynów, nie doczekałem poniedziałku, musiałem jechać na ostry dyżur natychmiast podłączyć się do sztucznej nerki.
Życie po przeszczepie jest normalne. Jestem wdzięczny za dar jaki otrzymałem, za drugie życie, możliwość udziału w zawodach sportowych, realizowania się jako trener pływania. Chcę założyć rodzinę z moją dziewczyną Karoliną i być szczęśliwym człowiekiem i żyć pełnią życia.