Kamil Meler
Czekał na serce podpięty do sztucznych komór
Kamil Meler z Torunia wziął udział w 14. Biegu po Nowe Życie w Wiśle. Nie było prosto go do tego namówić, bo nowe serce dostał niedawno, w lipcu zeszłego roku. – To był mój pierwszy taki dalszy wyjazd, nie żałuję – mówi Kamil.
Kamil miał zaledwie 19 lat, gdy jego życie wywróciło się do góry nogami. Był rok 2017, Kamil wcześniej, gdy był w drugiej klasie technikum, rzucił szkołę, chciał zacząć zarabiać, usamodzielnić się. Udało mu się znaleźć pracę na myjni samochodowej, wszystko się układało. Na początku 2017 roku zaczął mieć problemy ze zdrowiem. – Bardzo się męczyłem, serce szybko mi biło. Wcześniej miewałem arytmię, ale teraz nikt nie wiązał tego z sercem. Dostałem leki na uspokojenie – opowiada Kamil.
Bez sił, by żyć
Z tygodnia na tydzień było jednak coraz gorzej. Kamilowi dokuczał kaszel, pojawiły się obrzęki. Uratowało go to, że w kwietniu miał umówioną wizytę u kardiologa. Lekarz nawet go specjalnie nie badał, widząc, że chłopak jest w ciężkim stanie, dał mu skierowanie do szpitala. Kamil trafił najpierw do szpitala w Toruniu. Już tam lekarze zaczęli wspominać, że jego serce zupełnie się nie kurczy, przestało pompować krew, jest tak zniszczone, że konieczna może się okazać transplantacja.
Toruńscy kardiolodzy nie byli w stanie pomóc chłopakowi. Po kilku dniach został przewieziony karetką do Szpitala Klinicznego Przemienia Pańskiego w Poznaniu. 19-latkiem zajął się profesor Marek Jemielity, kierownik Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii ze swoim zespołem. To jedyny szpital w Wielkopolsce, w którym wykonuje się transplantacje serca. Lekarze zdecydowali, że chłopak jest w tak złym stanie, że by w ogóle doczekał nowego serca, trzeba go podłączyć do sztucznych komór. – Nie byłem w stanie już podnieść się z łóżka, momentami w ogóle traciłem kontakt z otoczeniem. Z powodu niewydolnego serca niewydolne stają się także inne narządy – tłumaczy Kamil. Lekarze rozmawiając z jego mamą nie kryli, że jest bardzo źle, że może być różnie.
Kamil wspomina, że po podłączeniu do maszyny od razu zaczął czuć się lepiej. Po tygodniu stanął na nogi i zaczął spacerować. – Oczywiście, to były spacery tylko po oddziale i pod nadzorem rehabilitanta. Nie mogłem opuszczać oddziału. Ale czułem się jak zdrowy człowiek, tylko rurka wystająca z brzucha i maszyna przypominały mi, że tak nie jest – opowiada Kamil. Wcześniej przed nim inny pacjent spędził na komorach dwa lata w szpitalu. – Wiele o nim słyszałem, ale wszyscy mówili, że ja tyle na nowe serce na pewno nie będę czekał. Nie spodziewałem się, że spędzę na oddziale rok i cztery miesiące. W rocznicę podłączenia do urządzenia dostałem od lekarzy truskawkowy tort – dodaje.
Wierzył w umiejętności lekarzy
Wspomina, że to nie były łatwe miesiące, ale wierzył w to, że lekarze mu pomogą. Leżał na sali sam. By zabić czas, wyszukiwał sobie różne zajęcie. Uczył się grać na keyboardzie, rysował, grał na PlayStation. – Na oddziale był balkon, na który czasem wychodziłem, by pooddychać świeżym powietrzem – opowiada. Często lekarze przyprowadzali do niego studentów, którym opowiadał, jak żyje się będąc podłączonym do wielkiej maszyny.
Lekarze mieli nadzieję, że odciążone dzięki sztucznym komorom serce Kamila odpocznie i zregeneruje się. Tak się jednak nie stało. Tego dnia Kamil nie zapomni do końca życia. Był piątek, 20 lipca zeszłego roku, postanowił zdrzemnąć się po obiedzie, obudził go lekarz. – Kamil, dzwoń do mamy, jest dla ciebie serce – powiedział. Kamil mówi, że poczuł ogromną radość, w ogóle nie bał się operacji. Przyjechali do niego mama, brat i przyjaciel. Chłopak wiedział, że po zabiegu będzie leżał na sali pooperacyjnej, więc trzeba było popakować wszystkie jego rzeczy. – Przez tyle miesięcy sala na oddziale stała się moim drugim domem. By wszystko popakować, potrzebne było kartony – wspomina. – Czułem tak wielką radość, że mimo ciszy nocnej puściłem sobie muzykę. Było wesoło, śmialiśmy się, żartowaliśmy – mówi.
Wie, że w jego piersi bije serce 30-letniego mężczyzny. – Nie ma dnia, żebym o nim nie myślał, jestem mu niezwykle wdzięczny. Wiem, że muszę o siebie dbać, nie mogę tego daru zmarnować, muszę się za to jakoś odwdzięczyć społeczeństwu – mówi.
Operacja odbyła się 21 lipca. Już 16 sierpnia Kamil wrócił do domu, pielęgniarki z oddziału pożegnały go balonami.. – Po powrocie do domu ozpłakałem się – wspomina. Mówi, że na początku nie mógł się przyzwyczaić do ciszy w nocy, do tego, że nie jest podłączony do żadnego urządzenia. – Bardzo szybko się pozbierałem, dzięki sztucznym komorom gdy odbyła się operacja, byłem w bardzo dobrym stanie – mówi Kamil.
W marcu wrócił do szkoły, zaocznie robi Liceum Ogólnokształcące, ma zamiar zdać maturę i to jest teraz jego cel. Chce też poszukać pracy, wynająć mieszkanie, usamodzielnić się. – Na pewno też będę brał udział w takich wydarzeniach, jak Bieg po Nowe Życie. Mam do spłacenia dług – mówi.