Każdy dzień to dla Oliwiera walka o życie
Niemal przez rok Oliwier był podłączony do ważącej 120 kilogramów maszyny, wspomagała pracę jego ledwo już bijącego serduszka. Udało się w porę znaleźć dawcę, ale to nie był koniec jego problemów. Teraz malec dzielnie walczy z nowotworem.
Oliwier Kozera urodził się z kardiomiopatią gąbczastą. Jego serce miało nieprawidłowa budowę, wyścielające jamy serca od wewnątrz wsierdzie, które u zdrowego człowieka jest jednolitą blaszką, u osoby chorej na ten rodzaj kardiomiopatii przypomina porowatą gąbkę. Przepływ krwi przez serce jest zaburzony, wzrasta ryzyko powstania zakrzepów. Przez jakiś czas chłopczyk żył normalnie, chodził z rodzicami po górach, nurkował, był aktywny jak jego zdrowi rówieśnicy.
Problemy zaczęły się we wrześniu 2015 roku. Pani Katarzyna, mama Oliwiera zauważyła wtedy, że z malucha dosłownie leje się pot, choć nie wykonuje żadnego wysiłku fizycznego i że ma bardzo szybki puls. Rodzice natychmiast pojechali z nim do szpitala w Olkuszu. Lekarze po zbadaniu chłopczyka zdecydowali o przewiezieniu go karetką do specjalistycznego szpitala w Krakowie – Prokocimiu. Okazało się, że lewa komora serduszka Oliwiera tak słabo się kurczy, że konieczny będzie przeszczep. Chłopiec trafił do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Było już z nim tak źle, że lekarze zdecydowali o wszczepieniu mechanicznego wspomagania pracy serca Berlin Heart. Urządzenie waży 120 kilogramów, chłopiec był z nim podłączony półtorametrowym drenem. Nie było nawet mowy o opuszczeniu szpitala. Spędził tam niemal rok.
– Mamy serce dla Oliwiera! – usłyszeli w końcu rodzice chłopca. 11 sierpnia 2016 odbyła się operacja. Chłopiec bardzo się bał, płakał. – Syneczku kocham Cię! Do zobaczenia!!! – mama krzyczała do niego przez łzy. Nie odpowiedział „do zobaczenia”. Powiedział „pa”. To były ostatnie jego słowa, jakie usłyszała pani Katarzyna.
Kłopoty po operacji
Niestety, u Oliwiera doszło do powikłań, wylewu podpajęczynówkowego oraz krwawienia do brzucha. Po wybudzeniu z narkozy chłopczyka nie można było rozintubować, bo nie zaczął samodzielnie oddychać. Konieczne było założenie rurki tracheostomijnej. Okazało się też, że chłopczyk zupełnie stracił panowanie nad ciałem. Nie był w stanie nawet samodzielnie jeść, trzeba było podawać mu jedzenie do sondy. Okazało się, że w komorach jego mózgu zbiera się płyn mózgowo-rdzeniowy. Chłopiec został przekazany do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach Ligocie, tamtejsi specjaliści zdecydowali się na zabieg wszczepienia zastawki drenującej.
– Oliwiera jest gigantem ze stali – mówią rodzice chłopca. Dzięki ogromnej pracy, jaką wykonali, Oliwier zaczął powolutku wracać do sprawności sprzed przeszczepu. Zaczęło się od drobnych sukcesów, takich jak dotknięcie rączką włosów czy przekręcenie się z boku na bok. Bliscy nigdy nie zapomną tych chwil, gdy po raz pierwszy od przeszczepu Oliwer usiadł na łóżku, zrobił parę kroków, czy popływał w dmuchanym, ogrodowym basenie. Rodzice płacili za rehabilitację sami. Nigdy by się to nie udało, gdyby nie finansowe wsparcie wielu dobrych ludzi.
Kolejny cios
Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu. Niestety, 21 grudnia bliscy chłopca usłyszeli od lekarzy diagnozę, która zwaliła ich z nóg: Oliwier ma w brzuszku uciskający guz o wymiarach 10 na 10 na 15 centymetrów. Chłopiec został natychmiast przyjęty na oddział onkologii. – Bez leczenia prawdopodobnie nie przeżyje nawet dwóch tygodni – nie kryli lekarze.
Oliwera czeka kolejna walka, ale to chłopiec, który nigdy się nie poddaje. Potrzebne jest wsparcie, każdy może finansowo wspomóc jego rodziców. Zbiórka: https://zrzutka.pl/rryc8j