Przeszczepiono tutaj już 49 serc
Szpital Kliniczny Przemienienia Pańskiego Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu jest jedną z kilku placówek w Polsce wykonujących transplantacje serca. Siedem lat temu nowe życie otrzymał tutaj Mariusz Mroziewicz.
34-letni Mariusz Mroziewicz urodził się z wrodzonym blokiem przedsionkowo-komorowym. Był pod stałą opieką specjalistów, żył normalnie, nie miał żadnych dolegliwości. – Gdy miałem 15 czy 16 lat, mój stan zaczął się pogarszać, pojawiły się zaburzenia rytmu. Lekarze zdecydowali o konieczności wszczepienia stymulatora – opowiada pan Mariusz.
Z czasem lekarze zdiagnozowali u niego kardiomiopatię rozstrzeniową. Jego stan z roku na rok coraz bardziej się pogarszał, rozwinęła się niewydolność serca. Lekarze zaczęli mówić o tym, że konieczny będzie przeszczep tego narządu. – Nie bardzo chciałem w to uwierzyć, bo czułem się jeszcze jako tako. Przy frakcji wyrzutowej lewej komory w granicach 25 proc. funkcjonowałem normalnie, choć to nie była nawet polowy wydolności serca zdrowego człowieka – wspomina.
Kąpiel pod prysznicem była jak udział w maratonie
W 2011 roku ożenił się. Pojechali z żoną w podróż poślubną do domku nad jezioro, na odludzie, z daleka od jakiegokolwiek szpitala. – Tam już bardzo źle się czułem. Żona była w ciąży, udawałem chojraka. Nie chciałem się przyznać, że jest coraz gorzej. W czasie spacerów oblany byłem potem. Pewnej nocy żona zauważyła, że próbuję spać na siedząco. Gdy się kładłem dusiłem się. Żona zadzwoniła do mojej mamy, która jest pielęgniarką, Zdecydowały, że trzeba wezwać pogotowie – wspomina Mroziewicz.
W poznańskim szpitalu został wpisany na listę aktywną pacjentów czekających na nowe serce, a potem na listę pilną. Frakcja wyrzutowa jego serca spadła, wynosiła mniej niż 10 proc., w każdej chwili serce mogło się zatrzymać. – Lekarze nie mogli mnie już odłączyć od urządzeń dozujących dożylnie leki trzymające mnie przy życiu. Wtedy jeszcze szpital w Poznaniu nie miał pomp wspomagających mechanicznie pracę niewydolnego serca. Lekarze mówili, że takie urządzenie bardzo by mi się przydało – wspomina Mariusz.
Opowiada, że przejście dwóch metrów do ubikacji było dla niego ogromnym wysiłkiem. Wzięcia prysznica było jak dla zdrowego człowieka udział w maratonie. – Nawet się nie zastanawiałem, czy godzić się na przeszczep. Wiedziałem, że to walka o życie. Trzymała mnie myśl o żonie, która z powodu zagrożonej ciąży nie mogła mnie praktycznie odwiedzać i o synku, który miał się urodzić. Miałem dla kogo walczyć – wspomina mężczyzna.
W czasie pobytu w szpitalu zaprzyjaźnił się z innym czekającym na nowe życie pacjentem. Mieli taką samą grupę krwi. Kolega dostał serce wcześniej, Mariusz dostał szansę po czterech miesiącach pobytu w szpitalu i walki o każdy dzień. To było 14 września 2011 roku. – Wzięli mnie na salę operacyjną około godziny 5 rano. Uparłem się, że dojdę tam na piechotę. Gdy się obudziłem z narkozy, leżałem na sali pooperacyjnej i na zegarze zobaczyłem, że jest godzina 7. Wystraszyłem się, że nie doszło do przeszczepu, że były jakieś komplikacje. Okazało się, że to nie 7 rano, ale godzina 19 – śmieje się Mariusz.
Bardzo chciał być przy porodzie, ale nie udało się. Po kilku dniach po powrocie do domu ze szpitala przyszedł kryzys. Karetka zawiozła mężczyznę z powrotem do szpitala, miał zaburzenia rytmu. Pomogła na szczęście kardiowersja. Syn urodził się bez obecności taty. Na imię dostał Tomek.
Nowe życie
Mariusz bardzo angażuje się w działania edukacyjne, m.in. w prace Fundacji Wspierania Rozwoju Transplantologii Poznań oraz Stowarzyszenia Nowe Serce. Często rozmawia z pacjentami wahającymi się, czy zgodzić się na wpisanie na listę oczekujących na przeszczep. Przekonuje ich, by nie czekali z podjęciem decyzji. – Przeszczep dał mi nowe życie – zapewnia.
W poznańskim szpitalu przeszczepiono już 49 serc. – W tym roku mamy rekord, bo odbyło się już 10 przeszczepów. Prawdopodobnie będziemy mieli w szpitalu jubileusz, przeszczepione zostanie 50. już serce. Tylko na pilny przeszczep czeka ośmioro pacjentów. To osoby, w przypadku których liczy się każdy dzień, walczą o życie. Jeśli już ktoś umiera, to oddanie jego narządów do przeszczepów w jakiś sposób nadaje tej śmierci sens – uważa Mariusz.
Jemu nowe życie podarował 16-letni chłopak. – Nie ma dnia, bym nie myślał z wdzięcznością o nim i jego bliskich – zapewnia mężczyzna