Ma 25 lat i dwa razy uratował czyjeś życie
– Nie zajmuję się niczym szczególnym. Jestem managerem w McDonald, zwyczajnym chłopakiem z marzeniami – mówi Adrian Klijanowicz. Mężczyzna już dwa razy był dawcą szpiku.
Wszystko zaczęło się od Dnia Dawcy Szpiku w Lubinie, rodzinnym mieście Adriana. Podczas tego wydarzenia można było się zarejestrować w bazie dawców DKMS oraz zapoznać z działalnością fundacji. – Wcześniej coś czytałem w Internecie, ale nie byłem zarejestrowany, postanowiliśmy z przyjaciółką pójść i dołączyć do grona potencjalnych dawców, by w razie takiej konieczności móc komuś pomóc – wspomina Adrian.
Pracował wtedy na myjni samochodowej. Ledwo minął miesiąc od momentu, gdy się zarejestrował w bazie, a zadzwonił telefon, że jest potencjalny biorca i czy nadal jest zdecydowany na to, by pomóc. – Powiedziałem, że po to się zarejestrowałem, by gdy przyjdzie taka sytuacja być w gotowości. Czuje się w takiej chwili z jednej strony szczęście, że ma się genetycznego bliźniaka, ale z drugiej smutek, że skoro zadzwonili to, znaczy, że ten ktoś jest chory i potrzebuje pomocy. Wiedziałem, że nie mogę się wycofać – wspomina Adrian. Miał zaledwie 21 lat, gdy oddał szpik z talerza kości biodrowej. Szpik się przyjął, biorczynią tego daru była dziewczyna ze Stanów Zjednoczonych.
– Nigdy bym nie przypuszczał, że po trzech latach po raz drugi odbiorę telefon z Fundacji DKMS z zapytaniem, czy po raz kolejny uratuję komuś życie, tym razem chodziło o nowego biorcę. Początkowo nie wierzyłem i zapytałem, czy to możliwe, żeby mieć dwóch bliźniaków genetycznych. Okazało się że tak! Pani koordynatorka opowiedziała mi o całej procedurze, ze szczegółami, a ja po rozmowie zgodziłem się po raz drugi zostać dawcą, o ile wyniki na to pozwolą – opowiada Adrian.
Warto rejestrować się w bazie dawców
Mężczyzna dostał skierowanie na wszystkie badania, wyniki okazały się bardzo dobre, został zakwalifikowany jako dawca. Wyznaczono mu termin pobrania i zaproponowano tym razem pobranie komórek macierzystych, z krwi obwodowej. Dostał zastrzyki, które miały pobudzić szpik kostny do produkcji większej liczby krwinek, został też przeszkolony, jak samodzielnie wykonywać je na cztery dni przed pobraniem w domu. Trochę się bał, czy będzie w stanie poprawnie robić sobie zastrzyki, ale okazało się, że to wcale nie jest takie trudne.
Także pobranie komórek nie jest uciążliwe dla dawcy. Adrian usiadł wygodnie w fotelu i po pięciu godzinach udało się pobrać wystarczającą ilość komórek macierzystych. – Znając już obie metody pobrania mogę powiedzieć, że to nic strasznego i w żadnym stopniu nie zagraża naszemu zdrowiu, a może uratować czyjeś życie – mówi Adrian. – Po śmierci oczywiście chciałbym oddać swoje narządy, bo mi już nie będą potrzebne, a komuś mogą się przydać – deklaruje.