Michał miał 22 lata. Umarł, ale podarował Agnieszce życie
To był cud. Wątroba dla Agnieszki znalazła się w przeciągu zaledwie tygodnia. Kobieta była w bardzo ciężkim stanie – w śpiączce, z gorączką sięgająca 42 stopni Celsjusza, jej skóra miała pomarańczowożółty kolor, była podłączona do różnych urządzeń. – Ona umiera, jej wątroba jest już zupełnie zniszczona, nie pracuje. Jedyną szansą jest przeszczep – usłyszeli bliscy Agnieszki od lekarzy.
Wszyscy byli w szoku, bo Agnieszka zachorowała nagle. Miała 27 lat, pięcioletniego synka i mnóstwo planów. Nic nie wskazywało na to, że cierpi na bardzo rzadką, genetyczną chorobę. Zaczęło się od ciągłego zmęczenia i senności, powiększającego się brzucha i wstrzymania miesiączki. Wybrała się do lekarza ginekologa, ten ją zbadał i skierował do szpitala. Tam zdiagnozowano u Agnieszki marskość wątroby. Jej skóra zaczęła przybierać żółty odcień. Okazało się, że cierpi na chorobę Wilsona.
Przyczyna w genach
Przyczyną tego schorzenia jest mutacja genu, który bierze udział w regulacji metabolizmu miedzi. W efekcie dochodzi do nadmiernego gromadzenia tego metalu w organizmie, bo nadmiar miedzi wchłoniętej z przewodu pokarmowego nie jest wydalany przez wątrobę. Metal gromadzi się w komórkach wątroby uszkadzając ją i z czasem uwalniając się do krwi. Na tym etapie choroby dochodzi także do uszkodzenia m.in. nerek oraz układu nerwowego. Jednym ze sposobów leczenie jest dieta z wykluczeniem produktów zawierających duże ilości miedzi, takich jak grzyby czy orzechy. U Agnieszki na takie leczenie było już za późno. Lekarze zdecydowali, że musi zostać przewieziona do Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie. Rozpoczął się wyścig z czasem. – Gdy wątroba przestaje działać, chory umiera. Ja już w ogóle nie pamiętam tych kilku dni, gdy lekarze walczyli o znalezienie dla mnie nowej wątroby – mówi Agnieszka.
Gdy po operacji wreszcie się wybudziła, nie mogła zrozumieć, co się wydarzyło. Jej bracia, którzy czuwali przy łóżku powiedzieli jej, że jest w szpitalu w Warszawie. – W Warszawie? Jak to? Po co? – nie mogła zrozumieć. Gdy zaczęła do siebie dochodzić, w szpitalu pojawiła się ekipa telewizyjna. Lekarze chcieli się pochwalić swoim sukcesem, mówili, że jej przypadek był niemalże jak zmartwychwstanie. Wtedy dowiedziała się, że żyje dzięki Michałowi, 22-latkowi z Pomorza, który zginął w wypadku na motorze. – Jestem niezwykle wdzięczna jego rodzinie, myślę o nim codziennie, jest w moich modlitwach – mówi Agnieszka.
Do domu wróciła po miesiącu. Jeszcze nie całkiem sprawna, bo z porażeniem nerwu strzałkowego. Przez 5 lat prowadziła oszczędzający tryb życia. Nie pracowała, zajmowała się domem i dzieckiem, ale była zupełnie samodzielna. Potem zaczęła pracę w handlu. – Pracuję bardzo dużo, dlatego nie mam aż tyle czasu na angażowanie się w działania związane z promocją transplantologii, ile bym chciała – mówi.
Marzenia o wyprawach
Agnieszka bierze udział w „Biegu po Nowe Życie”, startuje też w zawodach dla osób po przeszczepach narządów, na których odnosi sukcesy, na koncie ma m.in. medale Mistrzostw Świata dla Osób po Transplantacji i Dializowanych. Jej sportowym marzeniem jest, by choć raz prześcignąć na mistrzostwach Brytyjkę, która jest najlepsza na świecie w chodzie sportowym na dystansie 3 kilometrów. Na tegoroczne mistrzostwa w Wielkiej Brytanii raczej się nie wybierze, bo miała problemy z lędźwiowym odcinkiem kręgosłupa, byłoby to zbyt ryzykowne, ale wierzy, że wcześniej czy później to jej się uda.
Agnieszka żyje pełnią życia. Dużo podróżuje, chodzi po górach, marzy o tym, by zwiedzić Maroko i Islandię. Pilnuje zażywania leków i kontrolnych wizyt, unika smażonych potraw, nie pije alkoholu. – Druga wątroba służy mi już 15 lat, mam świetne wyniki. Gdy pytam lekarzy, ile z nią pożyję, to mówią, że pewno krócej, niż zupełnie zdrowe osoby, ale cieszę się życiem i o tym nie myślę – mówi. – Jedno jest pewne, niezależnie ile pożyję, będzie to zbyt krótko, by zrealizować wszystkie marzenia i plany – dodaje.