Historie ludzi


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Nowe życie pana Marka

 

Gdyby nie odwaga lekarzy ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, którzy podejmują się ratowania pacjentów w najcięższych stanach i wola dawcy, który za życia nie wyraził sprzeciwu dla pobrania narządów w wypadku nagłej śmierci, pana Marka zapewne nie byłoby już z nami. Dostał szansę, której nie marnuje.

Początek problemów? Marek Biskup, psycholog społeczny, dyrektor w Kantar Polska mówi, że trudno byłoby mu wskazać na jakieś konkretne wydarzenie w przeszłości jako początek choroby. – Miałem w przeszłości problemy z oskrzelami, lekarze podejrzewali sarkoidozę, ale odpuściłem dalszą diagnostykę, bo w niczym mi to nie przeszkadzało – mówi mężczyzna. Zdobywał górskie szczyty, trenował sporty walki, biegał maratony. Tak było aż do wiosny zeszłego roku.

Problemy z kondycją

Podczas marcowego „roztruchtania”, czyli przygotowywania się do kolejnego sezonu biegowego pan Marek zauważył, że ma ogromny problem z kondycją. Trucht okazał się za dużym wysiłkiem, mógł tylko maszerować. Trafił do poradni lekarza rodzinnego. Lekarka dokładnie go osłuchała, stwierdziła, że podejrzewa zapalenie płuc, przepisała antybiotyk.

Dwutygodniowa kuracja nie poprawiła jakoś zdecydowanie stanu mężczyzny. Ostre objawy co prawda ustąpiły, ale pan Marek czuł się nadal osłabiony. Lekarka w czasie wizyty kontrolnej wysłuchała w jego płucach jakieś niepokojące trzaski i szmery, skierowała go do pulmonologa, później mężczyzna trafił do specjalistycznego szpitala, gdzie przeszedł serię badań. Standardowo przy podejrzeniu niewydolności oddechowej wykonuje się u pacjenta test sześciominutowego marszu. Pan Marek przeszedł w tym czasie znacznie więcej, niż norma dla zdrowego człowieka, aż 740 metrów, nie czuł się źle, ale okazało się, że saturacja, czyli wysycenie krwi tlenem spadła, wynosi niewiele ponad 60 proc., znacznie mniej, niż norma.

Lekarze zdiagnozowali u niego idiopatyczne włóknienie płuc (IPF), chorobę, której przyczyna nie jest znana. Już wtedy jego płuca miały pojemność  około 60 proc., ale organizm w miarę dobrze przystosował się do deficytu tlenu. – Oglądając stare zdjęcie RTG lekarze stwierdzili, że choroba zaczęła się u mnie około 6 lat wcześniej – mówi pan Marek. – Powiedzieli, że trudno im przewidzieć, jak się będzie rozwijała, że można się spodziewać kilku lat spokoju, ale może się też zdarzyć, że nagle dojdzie do gwałtownego przyspieszenia. Lekarstwa na nią nie ma – dodaje.

Powikłania po zabiegu

Mężczyzna mówi, że mimo świadomości choroby wciąż  czuł się dobrze. Chodził po górach, jeździł po świecie, mieli z żoną nawet zaplanowany trekking w Himalajach w Bhutanie. Bliscy namówili go na konsultację u profesora zajmującego się chorobami płuc. Specjalista stwierdził, że nie jest wcale takie pewien, czy to idiopatyczne włóknienie płuc, czy nie ma ono podłoża alergicznego. A to oznacza sporą różnicę, przy typie alergicznym włóknienia można zastosować leczenie sterydami.

Pan Marek dał się namówić na kriobiopsję w renomowanym warszawskim szpitalu. Niestety, wszystko poszło nie tak. W czasie zabiegu chirurg, prawdopodobnie śpiesząc się, za bardzo wszedł w głąb i uszkodził naczynie krwionośne. Doszło do krwotoku, płuca pana Marka zalało trzy czwarte litra krwi, ich praca się załamała.

Mężczyznę cudem udało się uratować, ale nie udało się odwrócić skutków katastrofy na stole zabiegowym, płuca pana Marka praktycznie przestały pracować. Lekarze rozkładali ręce mówiąc, że nie są w stanie nic zrobić. Na szczęście jeden z nich podpowiedział bliskim mężczyzny, że jest szansa na uratowanie mu życia, a taką szansą jest przeszczep płuc i trzeba o to walczyć. Nie wiadomo było tylko, czy jeszcze ktoś podejmie się wykonania zabiegu.

Pomoc specjalistów z Zabrza

Lekarze ze Śląskiego Centrum Chorób Serca, do których dotarli bliscy pana Marka zdecydowali się podjąć próby ratowania mu życia choć nie kryli, że jeszcze nie udało się uratować w Polsce człowieka z tak bardzo uszkodzonymi płucami, które nie pracują, więc wszystkie inne organa nie działają prawidłowo, bo nie otrzymują wystarczającej ilości tlenu. Respirator już nie wystarczał, zalecili podłączenie nieprzytomnego pacjenta do ECMO i transport drogą lotniczą do Zabrza.

Udało się wszystko to załatwić. Pan Marek przeżył podróż, to był 14 grudnia. Zaczęła się walka z czasem, bo ECMO to rozwiązanie bardzo tymczasowe, na jakieś dwa tygodnie. Pan Marek był podłączony do urządzenia przez 16 dni. – Dowiedziałem się później, że mało kto wierzył, że przeżyję operację – mówi.

Zdarzył się cud: znalazły się płuca, dawczynią była młoda, około 30-letnia kobieta. Operacja odbyła się 28 grudnia, trwała wiele godzin. Pan Marek przeżył. – Z powodu długiego leżenia straciłem 25 kilo wagi, musiałem wszystkiego uczyć się na nowo, siadania, trzymania długopisu. Bardzo pomogło mi w rehabilitacji to, że wcześniej byłem człowiekiem aktywnym fizycznie – mówi mężczyzna. Lekarze przewidywali, że będzie w szpitalu do końca marca, ale on wrócił do domu już na Walentynki, choć mieszka na piątym piętrze kamienicy bez windy. – Miałem pewność, że dam radę – wspomina.

Na razie trekking w Bhutanie musi poczekać, pan Marek ma zalecone unikanie długich lotów ze względu na ryzyko infekcji, musi też unikać podróży do egzotycznych krajów. Ale był już w górach, w Beskidzie Niskim, wybierają się też z żoną do Londynu, gdzie ich najstarsza córka kończy studia lekarskie i będzie składała przysięgę Hipokratesa.

Rodziny nie są problemem

Pan Marek zaangażował się w działania mające sprawić, by w Polsce wykonywało się więcej przeszczepień. Robi to, co potrafi najlepiej – projekt badawczy, na który udało się zdobyć dofinansowanie z budżetu partycypacyjnego Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii, projekt „ Jak zwiększyć w Polsce liczbę zgłoszeń organów do przeszczepów – zdefiniowanie motywacji i barier oraz wypracowanie skutecznej strategii komunikacyjnej” zdobył najwięcej głosów. Projekt zakłada m.in. rozmowy z koordynatorami donacyjnymi oraz rodzinami dawców. – Problemem nie są rodziny dawców, 90 proc. nie wyraża sprzeciwu. Ograniczenia tkwią po stronie szpitali, które nie zgłaszają dawców – mówi pan Marek.

Wnioski z projektu zostaną przekazane Ministerstwu Zdrowia, by mogły zostać uwzględnione w Narodowym Programie Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej.


Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy