Przeszczep dał mi szansę na nowe życie
Mam na imię Nina. Żyję z przeszczepioną wątrobą już 18 lat. Jestem szczęśliwą mamą, żoną, a zawodowo – psychologiem.
Przeszczep był u mnie konieczny ze względu na chorobę Wilsona, która dała o sobie znać nagle i szybko doprowadziła do marskości wątroby. Doświadczałam niepokojących objawów, ale nie miałam pojęcia, jak poważnie jestem chora. Mój stan zdrowia stale się pogarszał, w końcu zapadłam w śpiączkę wątrobową i trafiłam na listę osób pilnie oczekujących na przeszczep.
W szpitalach spędziłam bardzo dużo czasu.
Jako dorastająca nastolatka doświadczyłam wtedy wiele ciepła i dobrego słowa od studentów medycyny i pielęgniarstwa, ale też od personelu medycznego. Wspominam ten czas jako bardzo bogaty w poznawanie ludzi, ich historii związanych z przeszczepieniem narządu. Pamiętam, że wiele razy ludzkie historie poruszały moje serce. Trudno wyodrębnić jedną, każda była na swój sposób wyjątkowa.
Niewątpliwie budującym doświadczeniem okazała się możliwość poznania lekarza chirurga transplantologa oraz całego zespołu, który z ogromną determinacją walczył o pacjenta – o to, by narząd do transplantacji pobrać od dawcy.
Jak wspomniałam wcześniej, mój przypadek odbiegał od standardowych procedur kwalifikacji przeszczepienia narządu, nie miałam możliwości odebrania telefonu, ale bardzo dobrze pamiętam jesienny dzień, kiedy leżałam w jednym z warszawskich szpitali i przyjechał do mnie zespół lekarzy, kwalifikujących do przeszczepienia, z chirurgiem transplantologiem na czele.
To był szczególny dzień, wyjątkowy dla mnie i moich rodziców. Pomimo bardzo ciężkiego stanu, w którym się wtedy znajdowałam, czułam ogromną radość i szczęście. Fizycznie nie byłam w stanie tej radości zwerbalizować, ale wiedziałam, że dam z siebie wszystko, by doczekać momentu przeszczepienia.
* * *
Artykuł pochodzi ze strony internetowej kampanii „Solidarnie dla transplantacji” zgodanazycie.pl, prowadzonej na zlecenie Ministerstwa Zdrowia w ramach Narodowego Programu Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej