Serce Krzysztofa poleciało do Wrocławia
36-letni Krzysztof Plewa zmarł, ale jego narządy uratowały życie kilku osób. – Gdy widziałam skrzyneczkę, którą wieźli, to mnie podbudowało, wiedziałam, że jego serduszko tam bije – Danuta Symela-Plewa, żona 36-latka opowiedziała „Tygodnikowi Podhalańskiemu”.
Pani Danuta po śmierci męża napisała list to „Tygodnika Podhlańskiego”. – Ludzie żyją w wielkiej nieświadomości. Myślą na przykład, że jeśli za życia wyrażą zgodę na pobranie narządów do transplantacji, to gdy trafią do szpitala, nie będą ich ratować – mówi pani Danuta.
Ona wiedziała, jaką ma podjąć decyzję, rozmawiali o tym z Krzysztofem, obiecali sobie, że jeśli kiedykolwiek któremu z nich coś się stanie, a będzie możliwe pobranie narządów, zrobią wszystko, żeby do tego doszło.
Wielka miłość i wspaniałe małżeństwo
To była wielka miłość od pierwszego wejrzenia i świetne, zgrane małżeństwo. Zdarzały się oczywiście kłótnie, ale zawsze Danuta i Krzysztof szybko się godzili. Zamieszkali w pięknym miejscu, w Kluszkowcach. – Gdy nie ma mgły, z okien domu widzę Tatry – mówi pani Danuta. Nie brakowało w ich życiu trudnych sytuacji, Krzysztof zachorował na nowotwór. Przeszedł leczenie, chemioterapię, pokonał raka. – Od siedmiu lat mąż jeździł już tylko na kontrolne badania – opowiada pani Danuta.
Do tragedii doszło w Dzień Zaduszny. Krzysztof był w kuchni, robił herbatę. Pani Danuta usłyszała huk, okazało się, że jej mąż leży nieprzytomny na podłodze. Reanimowała go razem z tatą męża przez niemal pół godziny, potem akcję ratunkową kontynuowała załoga karetki. Udało się doprowadzić do wznowienia akcji serca, ale Krzysztof w karetce ponownie się zatrzymał.
Mężczyzn został przewieziony do szpitala w Zakopanem, na oddział intensywnej opieki medycznej. Okazało się, że miał tętniaka, który pękł, lekarze uprzedzili bliskich, że prawdopodobnie doszło do śmierci mózgu. Potwierdziła to specjalna komisja.
Krzysztof żyje w innych osobach
Panu Danuta wróciła do domu, żeby porozmawiać z rodziną o możliwości pobrania od Krzysztofa narządów do transplantacji. Trochę obaw miała mama Krzysztofa, pojechała porozmawiać z księdzem, który upewnił ją, że należy podejmować takie decyzje, one ratują życie innych ludzi.
– Serce Krzysztofa poleciało do Wrocławia na pokładzie policyjnego helikoptera, obie nerki pojechały do Krakowa, wątroba do Warszawy. Nigdy się nie otrząsnę po tym, co się stało, ale świadomość, że serca Krzysztofa nadal bije przynosi mi ulgę – mówi pani Danuta.