Historie ludzi


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Andrzej Książek: Szanuję moje nowe serce

– Codziennie pokonuję z kijami do nordic walking 5 kilometrów, staram się nie denerwować, nie przemęczać.

Nie zmarnuję szansy na nowe życie – mówi Andrzej Książek z Żagania.

 

Pamięta pan telefon z informacją, że jest dla pana nowe serce? Bardzo był pan tym zdenerwowany?

– Nie denerwowałem się. Kilka tygodni wcześniej zdarzyła się podobna sytuacja. Było serce, przyjechała po mnie karetka. Gdy byłem już w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu okazało się, że jednak serce nie nadaje się do przeszczepu. Wróciłem do domu. Tak jakoś byłem podświadomie przekonany, że za drugim razem skończy się podobnie.

Zaczęło do mnie docierać, że może być inaczej, gdy byliśmy na wysokości Opola. Lekarze z Zabrza zaczęli wtedy ponaglać załogę karetki, by się śpieszyli. Żyję z nowym sercem już 10 lat.

Od kogo dostał pan nowe serce?

– Od młodego mężczyzny, 22-latka. Umarł na Opolszczyźnie. Co roku we wrześniu na Jasnej Górze mamy takie spotkania, na których pojawiają się osoby po przeszczepach oraz rodziny, które zgodziły się na to, by pobrać narządy od ich bliskich. Tam spotkałem rodziców mężczyzny, od którego pobrano narządy do przeszczepów. Zgadzało się wszystko, nawet data śmierci, tylko rok był inny. Byłem bardzo tą sytuacją przejęty.

Ciągle myślę o dawcy i jego bliskich. Jestem im bardzo wdzięczny.

Jak to się stało, że pana własne serce odmówiło posłuszeństwa?

– Szczerze mówiąc, to dosyć solidnie sobie na to zapracowałem. Paliłem papierosy. Kilkanaście lat temu miałem poważny zawał. W Nowej Soli w szpitalu, do którego trafiłem lekarze powiedzieli mi, że powinni zrobić mi by-passy, ale moje naczynia są jak koraliki i zupełnie się do tego nie nadają. Mówili, że jak będę na siebie uważał, to jeszcze trochę pożyję. Takiego samego zdania był kardiochirurg z Poznania, z którym współpracowali oraz inni lekarze.

Miałem wtedy dopiero 50 lat. Moja rodzina zaczęła szukać możliwości leczenia. Bliscy dowiedzieli się, że w Gliwicach przyjmuje profesor Lech Poloński ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Umówiłem się do niego na wizytę. Przejrzał moją dokumentację, powiedział, że musi porozmawiać z kolegami, ale że wydaje mu się, że będą mi w stanie pomóc. Wstawili mi w Zabrzu stenty. Od razu lepiej się poczułem.

Kiedy się pan dowiedział, że będzie potrzebny przeszczep?

– Zawał doprowadził do tego, że moje serce zaczęło się rozszerzać. W Zabrzu założyli mi specjalny pierścień na serce, ale profesor Marian Zembala mówił, że operacja nic nie dała i mam się przygotować na to, że będę potrzebował nowego serca. Trafiłem na badania kwalifikacyjne do Śląskiego Centrum Chorób Serca, zostałem wpisany na listę oczekujących na przeszczep. Wtedy wykonywało się w Polsce 38-40 przeszczepów serca rocznie, byłem przygotowany na długie czekanie. Dostałem numer 126. Tymczasem czekałem niecały rok, bo mam najczęstszą grupę krwi, O Rh+.

Przez cały czas oczekiwania na nowe serce bywałem na regularnych kontrolach w Zabrzu, co tydzień u siebie w Żaganiu robiłem badania krwi.

Przeszczep zmienił pana życie na lepsze?

– Bardzo. Wcześniej szybko się męczyłem, brakowało mi powietrza. Nie mogłem pracować, w zasadzie latem, w czasie upałów, to nawet nie mogłem wyjść z domu.

Teraz pracuję, ale tak bez przesady, żeby się nie przemęczać i nie stresować, to mogłoby zaszkodzić mojemu nowemu sercu, a bardzo je szanuję. Lekarze powiedzieli, że muszę je pobudzać do pracy, zmuszać do wysiłku, dlatego codziennie spacerują z kijami do nordic walking 5 kilometrów. Chodzę też na siłownię, pływam. Cieszę się nowym życiem.


Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy