Transplantologia


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Tomek został bohaterem

 

Do Tomka przyjechało aż siedem zespołów pobierających, to z jednej strony niesamowite, a z drugiej bardzo trudne, w końcu to było ciało, które kochałam i znałam — wspomina Marta Żmiejko. Marta z wykształcenia jest leśnikiem, na co dzień zawodowo zajmuje się edukacją leśną. – Dlatego dla mnie tak bardzo ważne są nauka, rzetelna wiedza, a nie mity dotyczące transplantologii, które, niestety, nadal u nas pokutują — mówi.

Przeczytaj także: 18-letni Szymon uratował życie sześciu osób.

Mąż Marty, Tomek, zmarł cztery lata temu. Miał zaledwie 39 lat, zostawił żonę i trójkę małych dzieci, najmłodsze miało wtedy zaledwie dwa latka.

Minęło już tyle czasu, a mnie nadal jest trudno o tym rozmawiać. To temat, który niesie ogromny ładunek emocjonalny, trudny, a jednocześnie bardzo ważny. Chciałabym naszym przykładem pokazać, że nawet w tak trudnej sytuacji, można podjąć decyzję, z której jest się potem dumnym. To wbrew pozorom fajne uczucie powiedzieć dzieciakom: ,,wiecie, wasz tata był bohaterem, ponieważ oddał siebie’’. To pokazuje również niezłomny charakter Tomka i chęć służenia innym, nawet po śmierci. To napawa dumą, ale jednocześnie jest nośnikiem smutku. Każda taka nagłośniona historia może pomóc innym w podjęciu decyzji. Zdjęcie transportowanego serca i historia udanej operacji, głosy uratowanych biorców, ale również głosy rodzin dawców, to szansa dla tych, którzy czekają na ten jeden telefon i informację: ,,tak, znalazł się dawca’’ – mówi Marta.

Ważna rozmowa

Z Tomkiem o tym, czy na wypadek śmierci chciałby zostać dawcą narządów, rozmawiali raz, dosyć dawno temu. – Ja w sumie nie byłam wtedy jeszcze do tego przekonana, ale Tomek powiedział, że wydrukuje sobie oświadczenie woli i będzie je nosił w portfelu. Potem już nie wracaliśmy do tej rozmowy — wspomina Marta.

Ale gdy wydarzył się wypadek, to dzięki tej jednej rozmowie z dość odległej przeszłości wiedziała, co robić. Tomek z wykształcenia był leśnikiem, ale zajmował się zawodowo ogrodnictwem. Kochał swoją pracę, to była jego pasja. Nieszczęście wydarzyło się 26 lutego 2021 roku. – Miałam jakieś złe przeczucia, nie chciałam, żeby Tomek jechał do pracy. Pojechał. Bardzo długo dźwięczało mi w głowie to moje krótkie ,,zostań’. Poszłam wtedy na spacer z młodym, wsłuchiwałam się w las, młody spał w wózku, gdzieś w oddali zadźwięczał sygnał karetki, pomyślałam, że ktoś nie będzie miał fajnego weekendu. Szłam dalej, myślałam o kuchni pachnącej ciastkami. Los szykował mi jednak inną historię. To były ostatnie chwile spokoju, pamiętam je jak dziś. To początek końca ,,starego dobrze znanego życia’’, gwałtowny, brutalny i totalnie bez sensu — wspomina Marta.

Potem zadzwonił kolega jej męża z informacją, że Tomek jedzie do szpitala, że miał wypadek w pracy, ale “jest ok”. – Tak naprawdę, nic nie było w porządku. Niepokój, bezczelnie wkradł się do naszego domu. On w szpitalu? Pewnie złamał sobie rękę, ale będzie nieznośny, uziemiony w domu, marudzący. To moje pierwsze myśli. Prawda była dużo gorsza — wspomina Marta.

Okazało się, że jej mąż spadł z dwumetrowej drabiny. Dokładnie nie wiadomo, co były przyczyną — czy się poślizgnął, czy może stracił przytomność. Upadł tak nieszczęśliwe, że pękła podstawa czaszki, doszło do bardzo rozległego uszkodzenia mózgu.

Lekarze próbowali uratować życie Tomka

Wypadek absurdalny. Karetka przywiozła Tomka do szpitala powiatowego w Otwocku. To był szczyt pandemii COVID-19, szpitale były przepełnione, wprowadzono ograniczenia w odwiedzinach. – Kontakt z lekarzami miałam głównie telefoniczny — wspomina Marta.

Po kilku godzinach udało dodzwonić się do szpitala. – W ręku trzymałam kartkę z numerami telefonu, po drugiej stronie młody lekarz, trzymał opis trauma skanu. To, co czytał, wydawało się koszmarem: krwotoki w głowie, stłuczenia mózgu, pęknięta podstawa czaszki, uraz płuc, obity kręgosłup. Na koniec ten młody lekarz, powiedział, że Tomek miał operację usunięcia śledziony, która podczas upadku pękła. Już wtedy czułam, że to będzie koniec, intuicja podpowiadała, że on umrze, a ja będę musiała go pochować. Odrzuciłam te myśli, ale nadal to pamiętam. To tak jakbym dostała w brzuch, nie byłam w stanie zaczerpnąć oddechu… To było straszne dla nas wszystkich. Te wszystkie zmiany w głowie były nieoperacyjne, tylko do leczenia zachowawczego. Dziwne były wszystkie te słowa. Rano szykował się do pracy, wieczorem walczył o życie — opowiada Marta.

Po kilku dniach różne parametry poprawiły się, więc zapadła decyzja o tym, by wybudzić mężczyznę ze śpiączki farmakologicznej. Nie odzyskał jednak przytomności. – Dostał jakiegoś ataku, po którym zapadł się w sobie, podobno lekarka prowadząca uratowała mu życie — mówi Marta.

Wspomina, że to była środa. Wspomina, że miła pani doktor powiedziała, że będą go wybudzać. Nie zadzwoniła wieczorem do szpitala. –  Miałam nadzieję na dobre wiadomości. Potrzebowaliśmy snu. Wyszłam na chwilę na dwór, było ciemno, to była marcowa noc, chłodna, gdzieś w oddali usłyszałam głos ulubionego puszczyka. Mroczny, dość upiorny odgłos natury, kiedyś uznawany za zły omen. On był tym głosem zza światów, mrocznym i posępnym zwiastunem końca pewnego etapu życia. Do naszego domu nadchodziła śmierć. Ta szybka i gwałtowna… pozostawiająca po sobie ogromną pustkę i miliony pytań — mówi Marta.

Śmierć mózgu

Lekarze zaczęli podejrzewać, że u Tomka doszło do śmierci mózgu. – Przez kilka dni, kiedy trwała walka o jego życie, chwytałam się każdej informacji, która dawała choć cień nadziei — opowiada Marta. Tomek zmarł 9 marca. Po pogorszeniu mózg Tomka doznał kolejnych obrażeń, obrzęk powiększył się. Mężczyzna zapadł w prawdziwą comę.

Dwa dni przed śmiercią Tomka lekarze wpuścili panią Martę na oddział po raz pierwszy. – Wyglądał jak chory człowiek, pot na twarzy, dziwny zapach choroby, cieple ciało. Zajrzałam pod zamknięte powieki, wtedy dotknęłam pustki, ona porażała, te źrenice nie reagowały na kontakt ze światłem, ręce miał wiotkie, totalnie pozbawione siły, dreny — wspomina.

Następnego dnia wykonano badania przygotowujące do podjęcia dalszych kroków. Zmiany były straszne, powołano komisję. – W dniu śmierci odwiedziłam Tomka drugi raz. W blasku marcowego słońca leżał na środku sali. Był sam, jednocześnie ciepły, ale martwy. Widziałam kolosalną zmianę w jego wyglądzie od poprzedniej wizyty. Miał zmienioną twarz, inaczej pachniał, tak słodko. To był zapach śmierci, który w pierwszej chwili odrzucał, zmuszał do ucieczki, czytałam potem, że to była normalna reakcja — mówi kobieta. Śmierć mózgu była wypisana na dobrze mi znanej twarzy, może ktoś inny odebrałby to inaczej. Ja widziałam cieple, ale martwe ciało — wspomina Marta.

To ona wyszła z inicjatywą, by od Tomka pobrać narządy do transplantacji, skoro jego czas dobiegł końca i nic już się nie da zrobić. Lekarze przeprowadzili różne badania, które wykazały, że mężczyzna może być dawcą. Do Otwocka przyjechało siedem zespołów pobierających, nie tylko po narządy, ale także m.in. skórę i kości. – Wszystkie transplantacje się udały, serce Tomka nadal bije, w innym człowieku. Nie udało się pobrać płuc, bo były stłuczone — opowiada pani Marta.

Mówi, że to trochę odczarowanie bezsensowności tego wypadku i jednak uczucie ważne w odczuwaniu żałoby. – To też po części oszukanie śmierci. Jego części żyją. A to było naprawdę dobre serce — dodaje.

Wspomina, że trudnym momentem był dla niej widok męża w trumnie, bo jego wygląd był zmieniony, ale gdyby miała drugi raz podejmować decyzję, byłaby ona taka sama. – Mój mąż został po śmierci bohaterem, ratując życie innym. To jedyne pocieszenie w takiej sytuacji, świadomość, że narządy nie rozpadły się w ziemi- mówi pani Marta. Przypomina, że nigdy nie wiadomo, kiedy to my będziemy potrzebowali transplantacji narządów, by żyć. – Mój wujek już po śmierci Tomka przeszedł udaną transplantację wątroby — mówi pani Marta.

Opowiada, że gdzieś widziała taki obrazek – ,,nie zabieraj narządów do nieba’’. – Nie jestem wierząca, ale gdziekolwiek podążasz, zostaw to tu, na Ziemi. Przyda się bardziej. Ktoś dzięki temu wychowa dzieci, a może dzięki darowi życia, stworzy coś, co pomoże innym ? Życie jest tak skomplikowane, a jedna decyzja może mieć tak wiele różnych konsekwencji. A tak naprawdę życie to największy dar, a ten świat jest jedynym, który znamy — mówi Marta.


Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy