Historie ludzi


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Wokalista „Oddziału Zamkniętego” i przeszczep wątroby

 

Znany muzyk dostał nowe życie dzięki przeszczepowi wątroby w Klinice Hepatologii, Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. „Andzia”, „Ten wasz świat” czy „Obudź” – na tych piosenkach „Oddziału Zamkniętego” wychowało się pokolenie obecnych 50 latków. Krzysztof Jaryczewski, 59-letni wokalista zespołu lata temu wygrał życie zrywając z nałogiem. Dwa lata temu dostał nową wątrobę i kolejną szansę.
Podobno jest pan pacjentem idealnym, w świetnym stanie, któremu wystarczą leki immunosupresyjne w niewielkich dawkach.
Krzysztof Jaryczewski: – To prawda. Mimo poważnej choroby, jaką jest nowotwór wątroby, byłem w o tyle dobrej sytuacji, że zostałem zakwalifikowany do pilnego przeszczepu. W przypadku pacjentów z nowotworami wątroby to teraz skuteczna metoda leczenia, oczywiście, o ile w ogóle się do tego przeszczepu kwalifikują. Wbrew pozorom, by zostać zakwalifikowanym, trzeba być człowiekiem bardzo zdrowym. Przygotowywał mnie do zabiegu prof. dr hab. n. med. Maciej Wójcicki z Kliniki Hepatologii, Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Przeszedłem bardzo dokładne badania, w czasie których lekarze sprawdzali, czy nie mam przerzutów, bo to dyskwalifikuje z możliwości zakwalifikowania do przeszczepu.

W samej chorej wątrobie też nie może być więcej niż trzy guzki w zależności od kryteriów kwalifikacyjnych. Po przeszczepie okazało się, że ja w ogóle miałem jednego guzka nowotworowego. Lekarze sprawdzają także stan innych narządów, taka kwalifikacja to chodzenie od specjalisty do specjalisty. Ja miałem ogromne szczęście, zostałem zakwalifikowany do zabiegu. Jak wielkie, mogłem się przekonać w czasie trzytygodniowego pobytu na obserwacji w szpitalu na Banacha, gdzie miałem kontakt także z takimi pacjentami, którym ze względu na złe wyniki trzeba było odebrać szansę.
Informacja o tym, że człowiek by żyć potrzebuje nowego narządu jest chyba bardzo trudnym momentem.
– Bardzo. Przez jakiś czas szukałem ratunku w ośrodkach w różnych miastach Polski. Myślałem na przykład o tym, że ktoś podejmie się wycięcia mi guza nożem Gamma Knife. Lekarze przekonali mnie jednak, że w moim przypadku zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem będzie przeszczep. Jednym z powodów takiej decyzji była moja przeszłość. Jak pewno wiele osób wie, miałem długo ogromny problem z używkami. To się skończyło dopiero wtedy, gdy w 1998 roku przeszedłem terapię w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, wyszedłem stamtąd bezradny musiałem przewartościować całe swoje życie. Ale dostałem szansę. Potraktowałem ją jako kredyt. Zaangażowałem się w różne działania edukacyjne, m.in. wspierałem ideę Marka Kotańskiego. W pewnym momencie ten kredyt się najwyraźniej skończył.
Pamięta pan moment, kiedy zadzwonił telefon z informacją, że jest dla pana wątroba?
– Pamiętam doskonale. Byłem wtedy z żoną w banku. Zadzwonił lekarz z pytaniem, jak się czuję i czy mogę w ciągu kilku godzin pojawić się w Warszawie. Mieszkaliśmy wtedy w Sopocie. Powiedziałem, że jest pendolino, więc bez problemu dojedziemy. Lekarz powiedział, że świetnie, bo w takim razie nad ranem przeszczepią mi wątrobę. Wiem, że można się dowiedzieć, kto był dawcą, uzyskać takie podstawowe informacje jak płeć, wiek, itd. Ja tego nie chciałem wiedzieć. Ale bardzo często myślę o tej osobie. Głaszczę się po wątrobie i myślę „dziękuję ci dobry człowieku”.
Większość osób po przeszczepach może prowadzić normalne, aktywne życie. Jak to jest w pana przypadku?
– Jedyną zmianą jest to, że mam słabszą odporność i częściej choruję. Oczywiście, muszę zgłaszać się na regularne kontrole i zażywać leki, ale do takiego reżimu jestem przyzwyczajony. Zaraziłem się wirusem zapalenia wątroby typu C, przeszedłem leczenie. Choroba nie dawała żadnych poważniejszych objawów, czasem, gdy zjadłem coś bardziej tłustego, miewałem problemy żołądkowe.
Zaciągnął pan kolejny kredyt…
– Tak i mam tego pełną świadomość. Jeśli tylko mogę się na coś przydać, służę pomocą w przekonywaniu ludzi, że nie warto zabierać swoich narządów do grobu, że można uratować życie kilkorga osób. Niedawno byłem np. w Radiu ZET u Michała Figurskiego, który dostał nowe życie dzięki przeszczepowi nerki i trzustki.


Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy