Z nową nerką propaguje folklor
Kiedy zadzwonił telefon, że znaleziono dawcę nerki, Hanna Komsta zajmowała się akurat przydomowym ogródkiem. – Byłam przyzwyczajona, że telefon noszę przy sobie. Tylko w życiu bym nie spodziewała się, że to będzie tak prędko. Dopiero co złożyłam papiery, aby znaleźć się na krajowej liście oczekujących na przeszczep. Kiedy zadzwonił telefon, odebrałam, byłam roztrzęsiona, emocje wzięły górę i rozpłakałam się ze szczęścia a jednocześnie z obawy przed tym co mnie czeka. Nie wiedziałam, co mam zrobić, wiedziałam tylko, że muszę szybko się spakować w samochód i jechać do Olsztyna – opowiada 55-letnia mieszkanka Stryjewa w gminie Biskupiec.
Wszystko zaczęło się w 2007 r. od niepozornego obrzęku nóg. Hanna tłumaczyła ją sobie jednak siedzącą pracą. Od tego czasu zaczęła się jednak gonitwa po gabinetach lekarskich. Specjaliści przyczyn upatrywali m.in. w nadciśnieniu, menopauzie. – Tak leczyłam się do maja 2008 r., kiedy poprosiłam lekarza o skierowanie na podstawowe badania. Padła diagnoza: przewlekłe zapalenie kłębuszków nerkowych – wspomina. – To uświadomiło mi w jakim jestem stanie i że w niedalekiej przyszłości czeka mnie przeszczep. Szok, jakiego wówczas doznałam, jest nie do opisania dla mnie był to koniec. Powoli jednak z pomocą rodziny jakoś się pozbierałam. Miałam dobra pracę, moje wyniki były w miarę dobre. Było w porządku do momentu, kiedy dostałam wypowiedzenie z pracy z powodu redukcji etatów. Wkrótce moje wyniki zaczęły gwałtownie się pogarszać, dlatego na początku 2012 r. zdecydowałam się na dializę otrzewnową. Dializowałam się trzy i pół miesiąca, bo dokładnie 23 maja rano otrzymałam informację, że jest dawca. Tego samego dnia wieczorem zostałam przeszczepiona.
Dawcą okazał się zmarły, 36-letni mężczyzna. Hanna nie wie o nim jednak zbyt wiele. – Słyszałam, że miał tętniaka mózgu. Przyznam, że czasami korci mnie, aby dowiedzieć się czegoś więcej o tym człowieku, ale nie wolno mieć nam takiej wiedzy. To trudny temat. Przyznam, że trochę obawiałam się tej świadomości, że jednak ma się w sobie jakieś inne, cudze ciało. Od samego początku przyjęłam jednak, że to mój kawałek ciała, że ta osoba mi go po prostu darowała. Teraz czuję się dobrze. Życie jakie wiedziemy po przeszczepach jest nieporównywalnie łatwiejsze i prostsze niż na dializach nawet pomimo tego że do końca życia musimy przyjmować duże ilości leków immunosupresyjnych (które są coraz droższe) jak i leków na inne współistniejące choroby. Na kontrolę jeżdżę co trzy miesiące, robię kompleksowe badania.
Jak mówi zawodowo nie pracuje, ale jest bardzo aktywna. – Jestem przedstawicielem stowarzyszenia “Zycie po przeszczepie” i wciąż należę do zespołu ludowego, z którym po operacji występowałam m.in. na Ukrainie i Białorusi, Niemczech. Razem z zespołem byłam też w Rosji jako jeden z zespołów reprezentujących Polskę na festiwalu w Switłogorsku gdzie zajęłyśmy pierwsze miejsce.