Historie ludzi


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Patryka mógł uratować tylko przeszczep

 

Magdalena Mrowca mieszka w Katanii, na Sycylii, u podnóży wulkanu Etna. Jest z zawodu pielęgniarką, pracuje teraz na oddziale ortopedii. Wcześniej pracowała w Szpitalu Specjalistycznym im . Jana Pawła II w Krakowie, m.in. na oddziale kardiochirurgii, tam zetknęła się z pacjentami po transplantacjach serca.  – Podpisałam oświadczenie woli, że godzę się na to, by w wypadku mojej śmierci pobrano ode mnie narządy do przeszczepów, oddaję też krew. Z transplantacjami szpiku nie miałam nic do czynienia – opowiada pani Magdalena.

Patryk ciężko zachorował

4 lata temu, 18 grudnia, na świecie pojawił się jej ukochany wnuczek, Patryś. Chłopczyk od samego początku był trochę inny, niż jego rówieśnicy. – Takie malutkie dziecko oczywiście nie powie, co mu dolega. Patryś był smutny, dużo płakał, myśleliśmy, że to z powodu kolek – opowiada babcia malucha.

W czerwcu rodzice zgłosili się z Patrykiem do poradni na szczepienie. Lekarz pediatra zawsze przed szczepieniem dokładnie bada dziecko. – Coś mi się nie podoba, Patryk ma za duży brzuszek, powiększoną wątrobę i śledzionę – powiedziała pani doktor badająca malucha i skierowała go do szpitala w Nowym Sączu. Tam po wykonaniu dokładniejszych badań, m.in. USG brzuszka, lekarze zdecydowali, że konieczne będzie przewiezienie malca do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu na oddział onkologii i hematologii. Tam ostatecznie potwierdziła się straszna diagnoza: Patryk cierpiał na rzadką białaczkę mielomonocytowa (JMML). Cierpią na nią najczęściej dzieci do drugiego roku życia, głównie chłopcy.  

Jedynym ratunkiem okazał się przeszczep szpiku kostnego, żadne inne leczenie nie dawało szansy na przeżycie. Maluch jest jedynakiem, a szpik rodziców nie był wystarczająco zgodny. Lekarze powiedzieli, że trzeba znaleźć dla chłopczyka niespokrewnionego dawcę. – Mój młodszy syn Piotrek, wujek Patryka, skontaktował się wtedy z Fundacją DKMS i zorganizował w Nowym Sączu, skąd jesteśmy, wielką akcję rejestracji potencjalnych dawców dla Patryka. Poruszył niebo i ziemię, był w radiu, telewizji i gazetach, miasto było oblepione plakatami, rozdawaliśmy ulotki – opowiada pani Magdalena.

Odzew był niesamowity, udało się znaleźć sponsorów i wolontariuszy, w przeciągu zaledwie dwóch dni dla Patryka zarejestrowało się 1215 dawców, ustawiały się wielkie kolejki chętnych. Przychodziły całe rodziny. – Przyszła też starsza pani. Gdy dowiedziała się, że z powodu wieku dawcą być nie może, rozpłakała się – wspomina babcia chłopczyka. To był 3 i 4 września. Kilka tygodni później zadzwonił telefon z informacją na którą czekała cała rodzina: „jest dawca szpiku dla Patryka”. To nie była osoba zarejestrowana podczas akcji, ale spośród nich już kilka oddało szpik ratując czyjeś życie. – Wiemy, że to młody człowiek z Polski. Mam nadzieje, że kiedyś uda się mu podziękować – mówi pani Magdalena.

Nadeszły trudne chwile

Patyk rozpoczął chemioterapię przygotowującą do transplantacji szpiku. To bardzo silna chemia, wypadły mu nawet paznokcie, w dodatku przyplątał się rotawirus, więc malec czuł się fatalnie. 18 listopada odbyła się transplantacja. To nie jest tak, że po zabiegu z dnia na dzień pacjent zdrowieje. Malca czekała jeszcze długa, trudna walka o życie. Przestały mu działać nerki, konieczne były dializy, nie funkcjonowała wątroba, chemioterapia uszkodziła jelita. W jego organizmie zatrzymywała się woda, puchł tak bardzo, że pękały mu powieki, lała się z nich krew.  Miał też kłopoty z krążeniem, nie było pewne, czy uda się uratować jedną nogę. – Spodziewaliśmy się wszystkiego, także tych najgorszych rzeczy – opowiada babcia Patryka.

Rodzice malca praktycznie mieszkali z nim na zmianę w szpitalu. Patryk wygrał trudną walkę o życie. Dzisiaj ma tyle energii, ze mógłby obdzielić kilkoro rówieśników. Gdy tylko otwiera oczy, od razu jest w ruchu. Biega, śpiewa, jeździ na rowerze, układa wierszyki. Lekarze pozwoli mu na pójście do przedszkola. O chorobie przypominają kontrole w szpitalu, podczas których jest dokładnie badany, od stóp do głowy.

Pani Magdalena mówi, że zarejestrowała się jako potencjalny dawca szpiku. – Gdyby okazało się, że ktoś potrzebuje mojej pomocy, mogę natychmiast przyjechać do Polski – mówi. Zaoferowała także gotowość oddania szpiku we Włoszech. Udało jej się zorganizować w Katanii akcję rejestracji szpiku. – Katania ma dziesięć razy tyle mieszkańców, co Nowy Sącz, ale zarejestrowaliśmy zaledwie 8 osób. W Polsce jednak więcej się o tym mówi, są reklamy w radiu, w telewizji, ludzie są świadomi, że mogą uratować czyjeś życie – mówi pani Magdalena.


Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy