Bogumiła Król: Pamiętam każdego pacjenta
Transplantologia.info:
Na początku roku cała Polska żyła historią Julki, sześciolatki z Kalisza, która w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu czekała na nowe serce. Dziewczynka nie mogła opuścić szpitala, była podłączona do pompy wspomagającej pracę jej niewydolnego serca. Mówiła, że nudzi jej się już to życie na sznurku. Udało się dla niej znaleźć nowe serce, ale pani mówiła wtedy dziennikarzom, że macie już kolejne ciężko chore dziecko, rocznego chłopczyka.
Bogumiła Król, koordynator transplantacji ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu:
– Tak. To Marcel. I nadal czeka na nowe serce. Jest na pilnej liście do przeszczepu. Zrobimy wszystko, aby go doczekał.
To chyba wielka satysfakcja, gdy udaje się uratować życie dziecka tak ciężko chorego, jak Julka? Pewno pani pamięta każdego małego pacjenta?
– Wszystkie te „nasze” dzieci są bardzo fajne. Po przeszczepie często wracają do normalnego, aktywnego życia. Zaczynają chodzić do szkoły, a wcześniej musiały się uczyć indywidualnie, w domu lub w szpitalu, potem kontynuują naukę w szkole policealnej czy na studiach, zakładają rodziny. Niektóre bardzo angażują się w nasze działania edukacyjne, jeżdżą z nami na różne akcje promocyjne.
Ale pamiętam każdego pacjenta, nie tylko dzieci. Jedną z pacjentek, które szczególnie zapadły mi w pamięć, jest Adriana Szklarz, autorka książki „Kobieta z męskim sercem”, warto ją przeczytać. Adriana bardzo długo czekała na serce, około 10 lat. Była już w tak złym stanie, że umierała. Pod koniec nie rozmawialiśmy już nawet z nią, tylko z jej rodziną. Strasznie się o nią martwiłam. 5 listopada 2009 roku, w 24. rocznicę pierwszego udanego przeszczepu serca dokonanego przez prof. Zbigniewa Religę dostała nowe serce.
Takich szczęśliwie zakończonych historii jest na pewno więcej.
– Tak. Mogłabym opowiedzieć ich tysiące. Na przykład historię młodego dziennikarza sportowego. Przyszedł do mnie z żoną i półtorarocznym dzieckiem. Jego tata w latach 90. została zakwalifikowany do przeszczepu serca przez profesora Religę. Nie zgodził się na przeszczep i zmarł, w młodym wieku.
Jego syn po przebytej grypie źle się czuł, był bardzo słaby. Okazało się, że to nie jest niestety chwilowe osłabienie po infekcji, ujawniła się u niego choroba serca. Dostał nowe serce, pracuje w muzeum poświęconym piłce nożnej.
Statystyki dotyczące przeszczepów serca są coraz lepsze. Pacjenci żyją coraz dłużej i w coraz lepszej kondycji. Ale dawców brakuje, nie każdy chory doczeka się przeszczepu…
– Każda porażka bardzo boli.. Zaczynam szukać błędów. Nieważne, czy umarło dziecko, czy dorosły pacjent. Niedawno bardzo przeżyłam właśnie śmierć dorosłego pacjenta.
O takich osobach jak pani, koordynatorach, mówi się, że to cisi bohaterowie transplantologii. Na czym polega pani praca?
– Poza codzienną pracą od godziny do godziny, mam dziewięć 24-godzinnych dyżurów w miesiącu, kiedy poświęcam się tylko temu. To w zasadzie dni wycięte z życia. W Polsce już od 1996 roku działa Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne do Spraw Transplantacji „Poltransplant”, które zajmuje się m.in. alokacją narządów. Informacje o potencjalnych narządach do przeszczepów trafiają do takich koordynatorów, takich jak ja. Zlecamy najpierw przeprowadzenie badań, czy narządy od tego konkretnego dawcy nadają się to transplantacji. Jeśli tak, szukamy odpowiedniego pacjenta. To trochę wygląda, jak układanie puzzli, różne elementy muszą się zgadzać, takie jak m.in. grupa krwi, waga, wzrost. Dobieramy kandydatów, dla których ten konkretny narząd będzie najbardziej odpowiedni.
Osoby po przeszczepach często opowiadają, że chwila, w której dzwoni telefon z prośbą o zgłoszenie się do szpitala, bo znalazł się narząd, to taka mieszanina radości i strachu.
– Tak, to dla wielu pacjentów nie jest łatwy moment. Ja muszę wypytać o wiele różnych rzeczy, czasem niestety okazuje się, że z powodu np. infekcji pacjent nie może zostać zakwalifikowany do operacji, musi poczekać na kolejne serca czy płuca. W domach czekają osoby, które są na planowej liście. Im muszę zorganizować transport, jeśli to jest odległość większa niż 300 km, prosimy o pomoc Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Musimy też zadbać o transport narządu, tu często możemy liczyć na wsparcie lotnictwa wojskowego. Liczy się czas, więc czasami, gdy np. jest zła pogoda, bywa bardzo nerwowo.
Najciężej chorzy pacjenci, z listy pilnej, czekają na przeszczep w szpitalu.
Jak pani odreagowuje stres w pracy? Jak sobie pani z tym radzi?
– Kiedy mam wolne, wyłączam telefon. Jesteśmy bardzo aktywną rodziną, więc robimy sobie wtedy wycieczkę w góry, idziemy na basen, miło spędzamy czas razem. Dla mnie to najlepszy odpoczynek.