Dzielmy się sobą z drugim człowiekiem
Jak to się stało, że ksiądz zarejestrował się w bazie potencjalnych dawców? Jak długo ksiądz czekał na telefon z informacją, że jest gdzieś na świecie człowiek, któremu może ksiądz uratować życie?
Ksiądz Paweł Czerwonka, parafia pw. Zmartwychwstania Pańskiego, Mircze: – Zarejestrowałem się w Dniu Dziecka, 1 czerwca 2017 roku, podczas akcji promującej dawstwo przy Zespole Szkół w Mirczu. Był to jakiś “tajemniczy impuls”, głos serca, który do dziś dnia jest dla mnie tajemnicą, dlaczego wśród hałasu i zabaw udało się go usłyszeć i pójść za nim. Informację o potencjalnej możliwości bycia dawcą otrzymałem telefonicznie, dokładnie trzy miesiące później, 1 września 2017 roku, tuż po zakończeniu rekolekcji kapłańskich, które prowadzili dla nas dwaj charyzmatycy z Brazylii. Nie wiem czemu, ale jakoś łączy mi się jedno z drugim.
Też nie wiem czemu odebrałem telefon z Fundacji DKMS. Początkowo myślałem, że dzwonią w sprawie kończącej się umowy na telefon i w tym momencie nie chciałem na ten temat rozmawiać. Ponownie pojawił się jakiś tajemniczy odruch nakazujący odebrać połączenie. W słuchawce usłyszałem informację kto dzwoni i w jakiej sprawie, że jest pilna potrzeba oddania szpiku. Początkowa reakcja to niedowierzanie, szok, ale i radość, że udało się znaleźć przysłowiową “igłę w stogu siana”, która może być pomocna w czyimś powrocie do zdrowia.
Jak wyglądał zabieg?
– Zanim doszło do zabiegu musiałem przejść szereg badań, które przebiegły bardzo sprawnie i w bardzo miłej atmosferze. Został przebadany praktycznie cały mój organizm, od poziomu genetycznego po somatyczny. Gdy okazało się, że mój stan zdrowia pozwala na oddanie komórek, natychmiast otrzymałem telefon, by od umówionego dnia rozpocząć przyjmowanie dwa razy dziennie zastrzyków na pomnożenie komórek. Nie wiem, czy można sobie wybrać metodę pobrania. Ale na wszelki wypadek, gdyby w krwi komórek było za mało, to fundacja pyta czy wyraża się zgodę na ewentualne pobranie szpiku z talerza kości biodrowej.
U mnie komórki zostały pobrane metodą aferezy z krwi obwodowej. Cały zabieg trwał dwa dni, po mniej więcej 4 godziny dziennie, z tego względu, że pierwszego dnia wyrzut komórek był za mały. Oczywiście, zabieg był bezbolesny. Jedyny ból to dwa wkłucia igieł w obie ręce. Zero stresu. Personel medyczny jest na takim poziomie, że rozładuje każdy stres i sprawia, że zabieg przebiega bardzo fajnie i w miłej atmosferze.
Czy wie ksiądz coś o człowieku, któremu dzięki temu udało się pomóc?
– Podstawowe informacje o tym, kto jest biorcą (płeć, wiek, narodowość) można otrzymać dopiero po oddaniu komórek. Dostaje się telefon z Fundacji z pytaniem o samopoczucie po zabiegu, czy wszystko w porządku itd., oraz czy chce się wiedzieć, komu oddało się część siebie. W moim przypadku jest to mężczyzna, 57-letni, z USA. Mogę się z tą osobą kontaktować listownie przez Fundację. Po dwóch latach, jeśli będzie z dwóch stron wola poznania się osobiście, będzie to możliwe to możliwe. Fundacja zainicjuje takie spotkanie. Dziś wiem, że przeszczep się przyjął oraz że bliźniak genetyczny opuścił klinikę. Musi się tylko zgłaszać w określonym czasie na badania sprawdzające stan zdrowia.
Czy wcześniej miał ksiądz coś do czynienia z tematyką przeszczepów? Czy interesował się tym ksiądz? Może np. ktoś z rodziny żyje dzięki szpikowi od genetycznego bliźniaka albo sercu czy wątrobie od zmarłego dawcy?
– Jedyny kontakt z tematyką przeszczepów miałem na studiach z zakresu teologii moralnej. Nie mam nikogo w rodzinie, kto żyje dzięki przeszczepowi. Ta sytuacja – bycia dawcą faktycznym – sprawiła, że zacząłem interesować się tą tematyką, pogłębiać wiedzę o niej oraz promować idee dawstwa w mediach społecznościowych.
Dlaczego warto rejestrować się w bazach dawców szpiku, oddawać krew, podpisywać świadectwa woli?
– Argumentów można by znaleźć wiele. Myślę, że takim podstawowym, dla wszystkich jest ten, że lekarstwo na wiele chorób innych ludzi mamy w swoim organizmie, że po podzieleniu się nim z drugim człowiekiem nic nie tracimy ani nic nie musimy dokładać jeśli chodzi o środki finansowe, bo wszystko jest zwracane. Natomiast dla ludzi wierzących jest to konkretne i piękne wypełnienie przykazania miłości bliźniego, móc ofiarować komuś cząstkę siebie. Na drugą stronę życia nic ze sobą nie zabierzemy, a komuś nasz narząd może pomóc “przedłużyć” życie doczesne.
Nadal nie wszyscy wiedzą, że stanowisko Kościoła katolickiego jest jasne: godzenie się na to, by oddać po śmierci swoje narządy innym ludziom to czynienie dobra. Potrzebna jest edukacja społeczeństwa także z tej strony. Czy ksiądz porusza ten temat w kazaniach, albo np. w czasie rozmów z parafianami? Jak zareagowali, jak ksiądz został dawcą?
– Osobiście nie chwaliłem się tym, że jadę oddać komórki macierzyste. “Szum” zrobił się dopiero po powrocie, kiedy lokalne gazety zaczęły pisać o tym artykuły. Ludzi podchodzą do tego bardzo pozytywnie, jednakże nie przekłada się to na jakiś konkret pójścia w moje ślady. W czerwcu przy okazji Festiwalu Piosenki Religijnej zorganizowaliśmy Dzień Dawstwa i udało nam się zarejestrować bodajże zaledwie 30 kilka osób. Bogu dzięki za każdą z nich. Ale na ponad 3 tysięczną parafię chciałoby się więcej. Na naszej stronie parafialnej wystosowałem piękne słowa Mateusza Dzieduszyckiego, rzecznika diecezji warszawsko-praskiej:
“Czasami zastanawiamy się, jak możemy pomóc chorym i cierpiącym, czy w ogóle jest to możliwe? Okazuje się, że każdy z nas może uratować czyjeś życie i to w sposób całkowicie bezpieczny – każdy może oddać szpik, na który czekają ludzie ciężko chorzy. Oddanie szpiku to coś najpiękniejszego, co możemy zrobić dla drugiego człowieka całkowicie bezinteresownie. To przecież sedno chrześcijańskiego przesłania”.
Zachęcam wszystkich gorąco do odpowiedzialnego dawstwa począwszy od przemyślanej rejestracji po donację włącznie, do oddawania krwi, bezcennego leku, którego nie da się wyprodukować oraz do podpisywania świadectw woli odnośnie pobrania narządów po śmierci.