Joanna od 25 lat żyje z przeszczepioną nerką
Joanna pokonała przeciwności losu, skończyła studia, urodziła dzieci, pracuje i realizuje swoje marzenia. Dostała nowe życie dzięki dawcy.
Przeczytaj także: Wrocław chce przeszczepiać więcej.
Pewno każdy z nas choć raz w życiu zachorował na anginę, czyli bakteryjne zapalenie migdałków. Objawy to m.in. gorączka, silny ból gardła, kłopoty z przełykaniem. Joanna Jurkiewicz jako dziecko często miała takie kłopoty, chorowała co kilka miesięcy. U wielu osób dobrze leczona i wyleżana w łóżku angina nie zostawia żadnych śladów.
U Joanny było niestety inaczej. Powtarzające się stany zapalne doprowadziły do przewlekłego, kłębuszkowego zapalenia nerek. Joanna miała także zespół nerczycowy. – Miałam 16 lat, gdy moi rodzice usłyszeli od lekarzy, że mam niewydolne nerki i przed sobą prawdopodobnie kilka lat życia – wspomina Joanna.
Na dializy trzeba było dojeżdżać
Dzisiaj stacje dializy są w Polsce na każdym kroku, ale wtedy, ćwierć wieku temu, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. W Pucku, gdzie mieszkała Joanna, hemodializy, czyli oczyszczanie krwi za pomocą sztucznej nerki, nie były możliwe. – W regionie w ogóle był tylko jeden oddział, na którym przeprowadzano dializy – opowiada Joanna.
Mimo pesymistycznych przewidywań lekarzy, Joanna przeżyła kolejnych 11 lat, w dodatku bez dializ. Gdy okazało się, że dłużej bez nich nie może funkcjonować, czynna już był stacja dializ w Gdyni. Joanna tam dojeżdżała na zabiegi. – Nie było to proste, bo musiałam dojeżdżać co drugi dzień. Niestety, oznaczało to konieczność zmiany stylu życia. Studiowałam matematykę, musiałam zrezygnować. W niedzielne wieczory, po weekendowej dłuższej przerwie pomiędzy zabiegami, czułam się zwykle bardzo źle, miałam zatruty organizm. Zdarzyło się, że wypadało to w wigilię. Na stole stało wiele smacznych rzeczy, a ja nie mogłam nic jeść – wspomina Joanna.
Konieczna była rygorystyczna dieta
Stres związany z tymi problemami przekładał się na coraz gorsze wyniki. Joanna dodaje, że musiała utrzymywać bardzo rygorystyczną dietę, bez potasu i fosforu. – Gotowałam ziemniaki trzykrotnie i wylewałam wodę, by pozbyć się potasu. Musiała też bardzo ograniczyć ilość wypijanych płynów. Unikałam warzyw i owoców, bo jest w nich woda. Gdy chciało mi się pić, ssałam kostki lodu – wspomina.
Jej organizm był coraz bardziej wyczerpany, cierpiała na ciężką anemię. Wtedy poprawiająca stan chorych erytropoetyna nie była jeszcze powszechnie dostępna. Gdy któryś z chorych dowiadywał się od lekarzy, że dostanie ten lek, czuł się, jakby wygrał szóstkę w totolotka.
Joanna dializowała się przez trzy lata. Trzykrotnie w tym czasie odbierała telefon, że może mieć przeszczep. Dwa razy były to fałszywe alarmy. Za pierwszy razem została wezwana jako “zapasowy” pacjent, na wypadek, gdyby osoba, dla której lekarze przeznaczyli nerkę, została zdyskwalifikowana ze względu np. na stan zdrowia. – Gdy telefon dzwonił po raz drugi, byłam przeziębiona – mówi Joanna.
Trzeci telefon zastał ją niedaleko Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, w którym miała transplantację. Nocowała u chłopaka. – Pamiętam, że gdy tylko otwarłam oczy po narkozie, sprawdzałam, czy z cewnika leci mocz. Przez trzy lata dializ moczu moje nerki w ogóle nie produkowały – odtwarza w pamięci Joanna.
Powrót do życia
Po przeszczepie Joanna wróciła do normalnego życia. Skończyła studia, resocjalizację, a także kurs grafiki komputerowej. Pracuje w ośrodku dla bezdomnych oraz jako kurator sądowy. – Najlepsze, co mi się przytrafiło, to urodzenie dwóch córek. Obie są już dorosłe, jedna ma 20, a druga 22 lata, studiują. Wcześniej macierzyństwo wydawało mi się nieosiągalne – opowiada z uśmiechem. Ma wiele planów i marzeń. Chce m.in. nauczyć się pisania ikon. Praca, choć wymagająca, daje jej dużo satysfakcji. – Udało mi się pomóc mamie, której czasowo odebrano dzieci. Stanęła na nogi, znalazła pracę i mieszkanie, dzieci są znowu z nią, jesteśmy w kontakcie – mówi Joanna.
Portal Transplantologia.info wspiera Aegon Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie S.A.