Historie ludzi


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Pierwszy w Polsce dostał jednocześnie serce i wątrobę

 

W nocy z 30 na 31 sierpnia 2018 roku dwa zespoły znakomitych polskich transplantologów przeszczepiły panu Markowi najpierw serce, a potem wątrobę. To był pierwszy taki zabieg w Polsce. – Czy się bałem? Nie miałem nic do stracenia, to była dla mnie jedyna szansa na życie. Leżałem od miesięcy w szpitalu, przejście 100 metrów było dla mnie wyzwaniem – mówi 52-latek.

Na sali operacyjnej było na raz nawet 20 osób

Jednoczesny przeszczep serca i wątroby przeprowadzili kardiochirurdzy z Instytutu Kardiologii w Warszawie: prof. Mariusz Kuśmierczyk, dr Jerzy Lichomski i dr Mateusz Kuć oraz prof. Krzysztof Zieniewicz i dr hab. Krzysztof Dudek z Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Chwilami na sali operacyjnej było na raz nawet 20 osób. Marek Wlaź najpierw dostał serce pobrane od 39-letniego dawcy. Potem lekarze podpięli go pod ECMO, urządzenie do utlenowania krwi i eliminacji dwutlenku węgla z organizmu pacjenta. Dopiero potem rozpoczęła się transplantacja wątroby pobranej od tego samego dawcy. Po przeszczepieniu wątroba uwalnia wszystkie toksyny, które zgromadziły się w niej od momentu pobrania od dawcy, lekarze obawiali się, że to może doprowadzić do uszkodzenia dopiero co przeszczepionego serca. Dlatego przez dwie doby zastępowała je maszyna.

Pan Marek cierpiał na genetycznie uwarunkowaną chorobę, amyloidozę. Polega na gromadzeniu się w tkankach i narządach nierozpuszczalnego, włóknikowego białka o nazwie amyloid. To białko, które powstaje w naszym organizmie w czasie infekcji, ma wspomagać siły obronne organizmu. Gdy zdrowiejemy, niepotrzebne już biało zostaje wydalone z organizmu. U chorych na amyloidazę odkłada się w różnych narządach – sercu, nerkach, sercu, wątrobie czy układzie nerwowym doprowadzając do ich uszkodzenia. Nie ma leku, który zapobiegłby odkładaniu się amyloidu w narządach, można tylko łagodzić objawy choroby.

Pan Marek nie miał świadomości, że jest tak bardzo ciężko chory. Tymczasem choroba uszkodziła mu serce. O tym, że coś jest nie tak lekarze powiedzieli mu po rutynowo wykonanym EKG. – Trafiłem na oddział kardiologii, miałem robione różne badania, ale nie bardzo lekarze wiedzieli, co mi dolega. Mówili, że próbę wysiłkową mam taką, że mogliby wysłać mnie na Igrzyska Olimpijskie – opowiada mężczyzna.

Upór żony

Mówi, że gdyby nie żona, to nie wiadomo, czy dzisiaj żyłby. Ale ona uparła się, żeby szukać pomocy u najlepszych specjalistów, w Instytucie Kardiologii w Warszawie Aninie. Pan Marek został tam dokładnie przebadany, to tam lekarze zdiagnozowali, na co choruje. Efektem amyloidozy była kardiomiopatia restrykacyjna, czyli stan, w którym utrudniane jest rozciąganie się włókien mięśnia sercowego, stają się one sztywne, przepływ krwi jest zmniejszony, rozwija się niewydolność serca. Z czasem jedyną szansą wyleczenia może być przeszczepienie serca. W przypadku pana Marka to nie było takie proste, bo w  wątrobie chorych na amyloidazę brakuje niektórych enzymów rozkładających amyloid. Gdyby przeszczepiono mu same serce, za jakiś czas, może już za rok czy dwa, choroba uszkodziłaby pewno także podarowany narząd. Jedynym wyjściem był przeszczep serca i wątroby.

Pan Marek opowiada, że w zeszłym roku z miesiąca na miesiąc jego stan coraz bardziej się pogarszał, był bardzo słaby, przejście 100 metrów było wyzwaniem. W zasadzie już niemal cały czas był w szpitalu. Jeśli wychodził do domu, to szybko wracał do szpitala, z coraz większymi problemami. Na transplantację czekał ponad rok. W czerwcu już wydawało się, że będzie miał zabieg. – Serce nadawało się, ale okazało się, że wątroba jest za duża, nie zmieści się pod łukiem żebrowym. Trudno nawet opowiedzieć, co wtedy czułem – mówi mężczyzna. – Ale nie załamałem się, byłem zdeterminowany, by doczekać, nawet gdyby to miało trwać bardzo długo – wspomina.

Brakuje świadomości

Na razie pan Marek boryka się z różnymi problemami zdrowotnymi, leki immunosupresyjne, choć zapobiegają odrzuceniu przeszczepionych narządów mają wiele skutków ubocznych. Nęka go nieustająca biegunka, trudno ustabilizować parametry krwi, nie może wrócić do prawidłowej wagi. Pracował w służbach mundurowych, do tego zajęcia na pewno już nie wróci. – Na razie miałbym problem nawet z wykonywaniem jakiejś pracy umysłowej – przyznaje. Wierzy jednak, że z każdym miesiącem od przeszczepu będzie lepiej. Pana Marka zobaczymy najprawdopodobniej 7 września w Warszawie, chce wziąć udział w Biegu po Nowe Życie.

– Bardzo zaskoczyła mnie niewiedza ludzi na temat transplantacji. Kiedy po raz pierwszy po przeszczepie po ośmiu miesiącach  pojechałem odwiedzić najbliższych z rodzinnych stron byłem bardzo zaskoczony, że nawet najbliżsi nie mają pojęcia od kogo są pobierane organy, nie rozumieją co oznacza śmierć mózgu. Myśleli, że organy pobiera się od osób ciężko chorych ale ciągle żyjących. Przez chwilę czułem się jak osoba winna czyjejś śmierci – mówi pan Marek.

Warto zajrzeć na stronę stowarzyszenia osób chorych na amyloidozę: amyloidoza-ttr.pl


Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy