Transplantologia.info: Rok 2023 był rekordowym pod względem liczby transplantacji wykonanych w Polsce. Co miało wpływ na ten sukces?
Prof. dr hab. n. med. Maciej Kosieradzki, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus oraz prezes elekt Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego: – Rok 2023 to rzeczywiście taki jaśniejszy punkt na tle wieloletniej mizerii. Liczba donacji od dawców zmarłych wzrosła aż o 25 proc. Dla nas to wielka radość. Niestety, nie dotyczy to transplantacji od dawców żywych, tutaj mamy nadal stagnację.
Zeszłorocznym sukcesem jest na pewno gigantyczny wzrost liczby wykonanych transplantacji wątroby. To zasługa zwłaszcza jednego ośrodka, Kliniki Chirurgii Ogólnej,Transplantacyjnej i Wątroby UCK WUM przy ul. Banacha kierowanej przez profesora Michała Grąta, gdzie wykonano aż 240 transplantacje. W zasadzie każdy pacjent w Polsce, który oczekiwał w zeszłym roku na transplantację wątroby, miał szansę na operację.
Nie w przypadku każdego narządu te statystyki są takie dobre. Mniej niż połowa spośród ponad 400 oczekujących miała szansę na nowe serce. Wynika to z tego, że kryteria związane z pobieraniem tego narządu są ostrzejsze. Pobieramy na przykład nerki czy wątroby od pacjentów, u których doszło do zatrzymania krążenia, ale udało się przywrócić czynność serca. Od takiego dawcy serca nie można już pobrać. Nerki i wątroby pobieramy także od starszych dawców. Inaczej jest z sercem, gdzie po 50. już połowa z nas ma chorobę wieńcową.
Czy ten wzrost pobrań to już szczyt naszych możliwości?
– Wiemy, że w Polsce rocznie około 3,5 tys. osób odchodzi z powodu śmierci mózgu. Oczywiście, nie wszyscy ci pacjenci mogą być dawcami, na przeszkodzie stają różne względy medyczne. Szacujemy, że spośród 1,8 tys. przypadków, w których pobranie narządów byłoby medycznie możliwe, około 1,2 tys. zgonów jest przeoczonych, pacjenci ci nie są brani pod uwagę jako potencjalni dawcy. Dlaczego tak się dzieje? Na pewno nie jesteśmy bezdusznym, egoistycznym społeczeństwem. Mamy 2,2 mln zarejestrowanych potencjalnych dawców szpiku, jesteśmy gotowi dzielić się z innymi. To nie jest także wina lekarzy.
W szpitalu, w którym pracuję, zatrudnionych jest około 800 osób. Jeden z kolegów pracował wcześniej w Wielkiej Brytanii w szpitalu podobnej wielkości, zatrudnionych tam było 4 tysiące osób. Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy na liczącym dziewięć łóżek oddziale intensywnej terapii przemęczony lekarz anestezjolog, dosłownie rozrywany przez szpital, bo lekarzy tej specjalizacji bardzo brakuje, ma pod opieką ośmiu rokujących pacjentów oraz jednego, co do którego wie, że nic z tego już nie będzie, nie jest w stanie mu pomóc. Siłą rzeczy poświęca czas tym, którzy mają szansę na przeżycie, zamiast zająć się zorganizowaniem stwierdzenia śmierci mózgu, co zajmuje nawet kilka godzin. Jeśli na oddziale neurologii pacjent w starszym wieku po rozległym udarze rozwija fatalny obrzęk mózgu kończący się śmiercią, na oddziale intensywnej terapii brakuje miejsca, żeby takiego pacjenta przenieść i w odpowiednich warunkach diagnozować zgon według kryteriów neurologicznych. Winny jest nasz system, jest nas po prostu za mało.
Przeczytaj także: Pierwszy taki kalkulator w Polsce.
Statystyki wykonanych przeszczepień to jedno. Ale czy ktoś bada losy chorych, to co się dzieje z nimi rok, pięć lat, dziesięć lat po zabiegu? Czy są takie dane dotyczące konkretnych ośrodków?
– Nie ma takich danych. Dowiemy się, że przeszczepiony przez nas pacjent zmarł, albo wykonano u niego retransplantację. Ale już możemy nie wiedzieć, że trafił np. na lata na dializy. Oczywiście, wszystkie te informacje gdzieś są w systemach, każdy raport idzie do e-zdrowia, ale systemy ze sobą nie współpracują.
Oczywiście, jako lekarze prowadzący mamy różne informacje o swoich pacjentach. Miałem pacjenta po resekcji wątroby z powodu nowotworu. Bardzo mu zależało na operacji, chciał dożyć momentu, gdy jego córka pójdzie do pierwszej komunii. Potem dzwonił do mnie o godzinie piątej rano co roku w rocznicę operacji, z informacją, że nadal żyje. Tak było aż do ślubu córki.
Wspaniale byłoby wiedzieć, kto np. pracuje, a kto jest na rencie, to by także pokazywało odległe efekty transplantacji. Celem leczenia powinno być uzyskanie jak największej liczby lat życia w dobrej jego jakości. W przypadku transplantacji mamy do czynienia z wkładem społeczeństwa, z darem, więc tym bardziej powinniśmy rozważnie kwalifikować pacjentów. Dla nas śmierć dializowanego 18-latka, który nie doczekał transplantacji nerki jest taką samą porażką i stratą dla systemu opieki zdrowotnej, jak śmierć sześćdziesięcioparolatka, który krótko po przeszczepieniu nerki umiera na zawał.
Nasz system alokacji narządów nie jest doskonały. Wyobraźmy sobie sytuację, że umiera dawca w starszym wieku, którego nerka nie jest doskonała, ale popracuje jeszcze 6-7 lat. Dla młodego pacjenta przeszczepienie takiego narządu nie jest idealnym rozwiązaniem, ale już dla osoby w starszym wieku – tak.
Czy bierzecie pod uwagę także kwestie społeczne?
Mieliśmy pacjentkę po transplantacji wątroby, która lekceważąco podchodziła do zażywania leków. Wymagała kolejnej transplantacji. Miała dwójkę małych dzieci, mówiła, że bardzo chce żyć, żeby je wychować. Przeszczepiliśmy jej kolejną wątrobę. Ale następnej już nie…
Transplantologia to wiele dylematów. Czy w pierwszej kolejności należy przeszczepić wątrobę pacjentowi, który zjadł śmiertelnie trujące muchomory i wymaga natychmiastowej transplantacji, choć jego rokowanie i szansa przeżycia przeszczepu jest gorsza, niż innego chorego na liście oczekujących, którego życie jednak nie jest w danej chwili bezpośrednio zagrożone? Czy konkretne serce powinno trafić do matki wychowującej trójkę dzieci czy do 60 letniego rencisty? Czy mieszkańcy Podkarpacia, gdzie pobiera się narządy od dwóch dawców na milion mieszkańców rocznie powinni mieć taki sam dostęp do leczenia przeszczepieniem, jak mieszkańcy Pomorza, na którym jest ponad 20 dawców na milion mieszkańców?
To ważne pytania, o których dyskutujemy my lekarze, tworząc zasady alokacji narządów, natomiast w dyskusji tej nie słychać głosu etyków czy samych pacjentów. Myślę, że sztuczna inteligencja, która nie ma żadnych skrupułów, kwalifikowałaby biorców tak, że mniej narządów by się marnowało, ale czy po ludzku byłoby to do przyjęcia?