Transplantologia


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Wyprawa Adama, dawcy nerki

 

Adam Bernatek oddał nerkę swojej żonie. Zdecydował się na samotny marsz wzdłuż wybrzeża Bałtyku, by promować transplantologię. Pokonał 260-kilometrowy odcinek z Gdyni do Kołobrzegu.
Przeczytaj także: Serce z eskortą.
Żona pana Adama zachorowała na wielotorbielowatość nerek (PKD). To genetyczna, dziedziczna choroba. W jej przebiegu na nerkach, ale także na innych narządach wewnętrznych, pojawiają się torbiele. PKD często prowadzi do nadciśnienia tętniczego, czego efektem może być udar.
Po ratunek do Warszawy
– Na wielotorbielowatość nerek zmarli dziadek mojej żony, jej mama, a także brat — opowiada pan Adam. – Dzisiaj, dzięki transplantacji, staramy się zapomnieć o chorobie — dodaje.
Pan Adama mówi, że długo z żoną starali się nie myśleć o tym, że jest chora. Z perspektywy czasu wiedzą, że to nie było rozsądne, bo można było choćby zaplanować przeszczepienie wyprzedzające i uniknąć dializ. – Żona trafiał do szpitala już z tak złymi wynikami, że dializy okazały się konieczne natychmiast, uratowały jej życie — wspomina mężczyzna.
Pan Adam mówi, że kompletnie nie byli przygotowani na to, co ich spotkało, nie wiedzieli, czego się spodziewać, Od znajomej, Justyny, dowiedzieli się o możliwości transplantacji, wcześniej taki zabieg przeszedł jej znajomy. Trafili do Aleksandry Tomaszek, psycholożki, która wtedy pracował w Szpitalu Dzieciątka Jezus. – Mamy do Warszawy z Kielc kawał drogi, ale pojechaliśmy tam. Całe szczęście, bo dzięki temu potem wszystko tak się potoczyło — wspomina pan Adam.
Przedstawiono im możliwość transplantacji nerek od żywego dawcy. Początkowo mowa była o przeszczepieniu krzyżowym. Okazało się jednak, że nie trzeba szukać drugiej pary, bo pan Adam może zostać dawcą dla żony. 14 stycznia 2022 zostali przyjęci na oddział. Opiekował się nimi profesor Roman Danielewicz.
– Ja po kilku dniach wyszedłem ze szpitala. Żona została trochę dłużej. Bardzo szybko wróciliśmy do normalnego życia, do pracy. Ja jestem inżynierem, pracuję w firmie, która produkuje maszyny wykorzystywane do utrzymywania przejezdności dróg, żona pracuje na Politechnice Świętokrzyskiej — mówi pan Adam.
Są pod opieką doktor Doroty Miszewskiej-Szyszkowskiej ze Szpitala Dzieciątka Jezus.
Marsz promujący transplantalogię
Pan Adam mówi, że zdecydował się na samotny marsz wzdłuż wybrzeża, by promować transplantologię, zachęcać do tego, by jeśli jest taka potrzeba, nie bać się oddania nerki i uratowania życia bliskiej osoby. – Nasze statystyki są nadal gorsze, niż w innych europejskich krajach. Maszerowałem po to, by pokazać, że z jedną nerką żyję normalnie, jestem aktywny — mówi pan Adam. – To taki mój niewielki, skromniutki wkładzik w promowanie transplantologii — dodaje.

Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy