Dwa serca
49-letnia Monika Buraczewska i 46-letni Marek Stachowiak poznali się w Narodowym Instytucie Kardiologii w Aninie. W tym samym dniu znaleźli się dla nich dawcy serc. Resztę życia chcą spędzić razem.
Monika Buraczewska pracuje w korporacji. Mówi, że zawsze była osobą aktywną. Góry, pływanie, narty, rowery – to były jej pasje.
W 2020 roku, gdy w Europie zaczynała się pandemia COVID-19, dopadła ją jakaś infekcja, wtedy wydawało się, że grypa, choć teraz już nie jest taka pewna.
Zaczęła się gorzej czuć, ale nadal była aktywna, weszła nawet latem na Giewont. W sierpniu zemdlała.
Przeczytaj także: Pacjenci po transplantacji wątroby
Konieczne okazało się wszczepienie rozrusznika
Lekarze z Instytut Kardiologii w Aninie zdiagnozowali, że Monika cierpi na całkowity blok serca, to sytuacja, gdy nie przewodzi ono impulsów elektrycznych. Monika spędziła miesiąc w szpitalu, wszczepiono jej rozrusznik serca. Jesienią zakaziła się koronawirusem.
– Stan mojego serca zaczął się pogarszać. W miejscach, gdzie toczył się stan zapalny, zaczęły tworzyć się zwłóknienia, zaczęła też spadać frakcja wyrzutowa lewej komory mojego serca, wyniosła wtedy według badania jakieś 37 proc. Lekarze zmienili ustawienia rozrusznika – wspomina Monika.
Od września zaczęło dochodzić do sytuacji, gdy z powodu niewydolnego serca jej organizm miał problemy z wydaleniem wody. Zdarzyło się, że w ciągu jednego dnia przybrała na wadze aż trzy kilo. Trafiła najpierw do Szpitala Bródnowskiego, a potem znowu do Narodowego Instytutu Kardiologii, wszczepiono jej kardiowerter-defibrylator, urządzenie, które w razie konieczności może przywrócić prawidłowy rytm serca ratując życie.
Stan Moniki pogarszał się
Na kolejnym badania ultrasonograficznym serca, w maju, okazało się, że doszło do uszkodzenia zastawki trójdzielnej. – Lekarze zastanawiali się jeszcze, czy nie próbować naprawić zastawki, ale ostatecznie stwierdzili, że lepszym wyjściem dla mnie będzie przeszczep – opowiada Monika.
Jej stan zaczął się pogarszać, przestała dobrze działać także prawa komora jej serca, a w płucach zaczęła zbierać woda. 1 czerwca Monika została przyjęta do Narodowego Instytutu Kardiologii na kwalifikację do transplantacji serca.
10 czerwca po wykonaniu wielu badań usłyszała od lekarzy, że zostanie wpisana na listę do planowanego przeszczepu. – Płakałam, bo przeczytałam, że na planowy zabieg czeka się nawet kilka lat. Sił do walki dodawała mi 15-letnia córka – opowiada Monika.
Pobrali najwięcej narządów od zmarłych dawców
W szpitalu poznała bratnią duszę
Monika wspomina, że na sali leżała z trzema paniami, które dużo rozmawiały o swoich chorobach. Chcąc się od tego oderwać, dużo spacerowała po korytarzu. Tam spotkała Marka. On nie chodził, tylko biegał, mimo że był podpięty do pompy wspomagającej pracę jego serca.
– To macie tutaj też takich zdrowych ludzi? – dopytywała pielęgniarek. Była zaskoczona, gdy dowiedział się, że Marek czeka na przeszczep serca, jest na liście do pilnej transplantacji. Zaczęli ze sobą rozmawiać, szybko okazało się, że są bratnimi duszami. – Odbieramy na tych samych falach – mówi Monika.
Przypadek Marka, specjalisty do spraw logistyki, to dla lekarzy nadal zagadka. – Miałem 23 lata, gdy zdiagnozowano u mnie wadę zastawek. Nie dawała objawów, była do obserwacji. Dbałem o siebie, regularnie się badałem, utrzymywałem dietę, nigdy nie paliłem papierosów. Ukończyłem trzy maratony – opowiada Marek.
Przeczytaj także: Pierwsze przeszczepy serca w UCK WUM
W styczniu przebiegł jeszcze 10 kilometrów bez cienia zadyszki nawet, a marcu nie był w stanie samodzielnie dojechać do szpitala, zawiózł go tam kolega. Miał obrzęki. – Pana serca nie pracuje, pojawiła się zakrzepica, miał pan przed sobą jeszcze 5-6 godzin życia – usłyszał od lekarzy. Taka wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Marek został przewieziony do Narodowego Instytut Kardiologii w Aninie, gdzie zakwalifikowano go to pilnej transplantacji serca.
Nowe życie dla obojga
Była niedziela, 10 lipca, gdy dr n. med. Adam Parulski, kardiochirurg i koordynator transplantacyjny z Narodowego Instytutu Kardiologii skontaktował się z Moniką. – Mamy dla pani serce – usłyszała. Planowała, że tego samego dnia popołudniu odwiedzi Marka, ale musiała pojechać do szpitala oczywiście wcześniej. Niedługo potem okazało się, że dla Marka też jest dawca. O godzinie 17 Marek odprowadził Monikę jadącą na salę operacyjną do drzwi windy, jego zabieg rozpoczął się przed godziną 1 w nocy.To zdjęcie zostało zrobione 10 lipca, przed ich operacjami:
Przez chwilę leżeli potem razem na sali pooperacyjnej. – Po przeszczepie jest oczywiście różnie, czasem lepiej, czasem gorzej, ale mamy optymistyczne nastawienie do przyszłości – mówi Marek.
Jakie mają marzenia? – Być razem aż do śmierci – mówią zgodnie. – I nie być od siebie dalej, niż na wyciągnięcie ręki – dodają
Portal Transplantologia.info wspiera Aegon Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie S.A.