Leszek Opoka to pierwszy pacjent w Polsce, któremu przeszczepiono rękę od zmarłego dawcy. Zabieg odbył się 2 kwietnia 2006 roku w Szpital im. Świętej Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy.
Dramatyczny wypadek
Pan Leszek mieszka w Radomiu. Miał 21 lat, gdy zdarzył się tragiczny wypadek. Maszyna stolarska, na której pracował, obcięła mu rękę prawie do łokcia. – Wystarczyła chwila nieuwagi. Wtedy już w Szpitalu im. Świętej Jadwigi Śląskiej przyszywano pacjentom kończyny, które stracili w wypadkach, ale w moim przypadku replantacja nie była możliwa — opowiada mężczyzna.
Pan Leszek mówi, że gdy zobaczył w telewizji materiał o udanym przeszczepie ręki od zmarłego dawcy przeprowadzonym we Francji, skontaktował się ze specjalistami z trzebnickiego szpitala. – Powiedziałem im, że gdy tylko zabiegi możliwe będą także w Polsce, zgłaszam się jako chętny do takiej operacji — wspomina pan Leszek.
Lekarze z Trzebnicy nie mieli jeszcze wtedy zgody na wykonywanie transplantacji rąk, ale już przygotowali się do jej uzyskania. Program otrzymał pozytywną opinię komisji bioetycznej. W 2000 roku pan Leszek trafił na przygotowaną w trzebnickiej placówce listę osób czekających na przeszczep od zmarłego dawcy, wcześniej przeszedł różne dokładne badania.
Ręka od zmarłego 40-latka
Odpowiedni dawca dla pana Leszka znalazł się dopiero w 2006 roku. Był nim 40-latek z Wrocławia,  który zginął w wypadku. – Była godzina 23, gdy zadzwoniono do mnie ze szpitala w Trzebnicy. Wiedziałem od razu, że prawdopodobnie znalazł się dawca. Z Radomia mam 500 kilometrów. Gdy przyjechałem, było jeszcze ciemno. W szpitalu wszyscy na mnie czekali — wspomina pan Leszek.
Operacja trwała 10 godzin. Lekarze musieli połączyć ze sobą kości, mięśnie, żyły, tętnice i skórę pobranej ręki z tym, co pozostało po kończynie pacjenta. Pana Leszka wybudzono z narkozy dopiero następnego dnia.
– Obecnie minęły już trzy doby i nie nastąpiła ostra reakcja odrzucenia przeszczepu. Jesteśmy optymistami, mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Możliwość odrzucenia przeszczepu może się jeszcze pojawić, ale nie myślimy o tym. Mięśnie zrastają się po 6 tygodniach, a potem pacjenta czeka jeszcze długa rehabilitacja — mówił Polskiej Agencji Prasowej prof. dr hab. n. med. Jerzy Jabłecki, szef kilkunastoosobowego zespołu lekarzy i pielęgniarek, który przeprowadził operację, który wtedy był jeszcze docentem.
Pan Leszek wspomina, że nie od razu po operacji ręką była sprawna. – Od momentu, gdy utraciłem własną kończynę, minęło wiele czasu. Mózg “zapomniał”, że miałem dwie ręce. Cieszyłem się z lekarzami, gdy wreszcie palce przeszczepionej kończyny poruszyły się — wspomina mężczyzna.
Lepsza jakość życia
Ręka nie jest tak sprawna, jak jego własna kończyna, nie może nią wykonywać żadnych skomplikowanych ruchów. Musi do końca życia przyjmować leki immunosupresyjne. Zdarzył mu się już odrzut przeszczepionej kończyny. – Jestem jednak niezwykle wdzięczny za to, że ją mam, to bardzo poprawiło jakość mojego życia — mówi pan Leszek.
Śmieje się, gdy wspomina reakcje napotykanych znajomych, którzy nie wiedzieli, że przeszedł transplantację. – Gdy po wyjściu ze szpitala wybrałem się na zakupy do sklepu, sprzedającej tam kobiecie na mój widok wszystko wypadło z rąk — śmieje się pan Leszek. Zaangażował się we wsparcie dla transplantologii, m.in. nie raz spotykał się na prośbę lekarzy z osobami czekającymi na przeszczep kończyn.
– Zawsze to jest inaczej, gdy rozmawia się z osobą, która przeszła już tę drogę — mówi pan Leszek. W Polsce w tej chwili żaden szpital nie wykonuje transplantacji kończyn, są jednak ośrodki, które starają się o akredytację. – Mam nadzieję, że program ruszy, bo są pacjenci, którzy na to czekają, powinni dostać szansę — uważa mężczyzna.