Historie ludzi


Podziel się

Dowiedz się więcej o akcji

Czytaj

Wojownicy powalczą o medale

 

W Perth w Australii odbędą się Światowe Igrzyska dla Osób po Transplantacji. Wydarzenie potrwa od 14 do 22 kwietnia. Polskie Stowarzyszenie Sportu po Transplantacji wysłało tam 21-osobową reprezentację.

Przypominamy historie niektórych zawodników, którzy polecieli do Australii walczyć o medale.

Przeczytaj także: Biskup czeka na transplantację wątroby.

Tadeusz Flak

– Byłem już w zasadzie pewny, że umrę, że nie ma dla mnie żadnego ratunku – mówi Tadeusz Flak. Wątroba znalazła się dla niego w ostatniej chwili. Tadeusz przez lata był przekonany, że jest okazem zdrowia. Pracował na kopalni, w dziale wentylacji, ale i tak musiał zjeżdżać w niepełnym wymiarze czasu pod ziemię. O tym, że coś jest nie tak dowiedział się zupełnie przypadkowo, w czasie badań okresowych.

Lekarzowi nie spodobały się wyniki badań krwi, miałem kiepską morfologię, bardzo mało płytek krwi. Wysłał mnie na szczegółowe badania. Okazało się, że jestem zarażony wirusem żółtaczki typu C. Choroba była już zaawansowana, doszło do uszkodzenia wątroby, do jej marskości. – opowiada.

Tadeusz nie miał jeszcze wtedy nawet pięćdziesiątki. Przez osiem lat udało mu się walczyć chorobą. W końcu jednak lekarze powiedzieli mu szczerze: „Życie może panu uratować tylko przeszczep wątroby, nie ma dla pana żadnego innego sposobu leczenia”. W październiku 2013 roku został wpisany na listę oczekujących na nową wątrobę. Trafił pod opiekę Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. Andrzeja Mielęckiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

W wieku 58 lat pan Tadeusz dostał drugie życie. Dawcą narządu był 42-letni mężczyzna. – Po operacji zacząłem się czuć, jakby mi ubyło 20 lat. I psychicznie i fizycznie – opowiada mężczyzna.

 

Przeczytaj także: W Warszawie przeszczepiają płuca i dają nowe życie.

Jakub Janczewski

Jakub Janczewski to miłośnik pływania, wiele godzin spędza na basenie, zdobywa medale dla Polski na zawodach osób po transplantacjach.  Jest po transplantacji nerki. Pierwszym objawem, że coś jest nie tak, były u niego bóle nóg  pod kolanami. – Byłem zdrowy, wysportowany, bo trenować pływanie zacząłem w wieku 6 lat. Lekarza to jednak zaniepokoiło, zlecił badanie moczu. Było w nim białko, okazało się, że cierpię na kłębuszkowe zapalenie nerek. Trafiłem pod opiekę pani profesor, która leczyła mnie lekami przeciwodrzuceniowymi i sterydami. Dzięki niej aż przez 7 lat udawało mi się unikać dializ – opowiada.

Miał 18 lat, gdy stały się konieczne. Po dwóch latach dostał pierwszą nerkę. Przeszczep się przyjął, czuł się dobrze. Ale w 2007 roku nagle wzrosło mu ciśnienie. Trafił do szpitala MSWiA, po badaniach okazało się, że ma bardzo wysoki poziom kreatyniny, zaczęły się przygotowania do kolejnych dializ. Drugą nerkę przeszczepiono mu 12 lutego 2011 roku.

 

Na zdjęciu Jakub Janczewski z Karoliną Pilarczyk

Przeczytaj także: Policjant podzielił się życiem.

Agnieszka Miczyńska

To był cud. Wątroba dla Agnieszki znalazła się w przeciągu zaledwie tygodnia. Kobieta była w bardzo ciężkim stanie – w śpiączce, z gorączką sięgająca 42 stopni Celsjusza, jej skóra miała pomarańczowożółty kolor, była podłączona do różnych urządzeń. – Ona umiera, jej wątroba jest już zupełnie zniszczona, nie pracuje. Jedyną szansą jest przeszczep – usłyszeli bliscy Agnieszki od lekarzy.

Wszyscy byli w szoku, bo Agnieszka zachorowała nagle. Miała 27 lat, pięcioletniego synka i mnóstwo planów. Nic nie wskazywało na to, że cierpi na bardzo rzadką, genetyczną chorobę. Zaczęło się od ciągłego zmęczenia i senności, powiększającego się brzucha i wstrzymania miesiączki.

Wybrała się do lekarza ginekologa, ten ją zbadał i skierował do szpitala. Tam zdiagnozowano u Agnieszki marskość wątroby. Okazało się, że cierpi na chorobę Wilsona. Przyczyną tego schorzenia jest mutacja genu, który bierze udział w regulacji metabolizmu miedzi. Lekarze zdecydowali, że Agnieszka musi zostać przewieziona do Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie. Rozpoczął się wyścig z czasem.

– Gdy wątroba przestaje działać, chory umiera. Ja już w ogóle nie pamiętam tych kilku dni, gdy lekarze walczyli o znalezienie dla mnie nowej wątroby – mówi Agnieszka. Gdy po operacji wreszcie się wybudziła, nie mogła zrozumieć, co się wydarzyło. Jej bracia, którzy czuwali przy łóżku powiedzieli jej, że jest w szpitalu w Warszawie. – W Warszawie? Jak to? Po co? – nie mogła zrozumieć. Dzisiaj żyje pełnią życia.

Przeczytaj także: Przeczepili serce pobrane za granicą.

 

 

Jarosław Mazurowski

Jarosław Mazurowski ma 43 lata, jest 18 lat po przeszczepie wątroby. Przygodę ze sportem zaczął jeszcze w dzieciństwie. Pierwszą jego wielką pasją była koszykówka w gdańskim klubie GKS Wybrzeże. – Zakwalifikowałem się do drużyny juniorów. Przed pierwszym meczem musiałem zrobić badania lekarskie i wtedy niestety okazało się, że mam wirusowe zapalenie wątroby. Miałem 13 lat i usłyszałem, że to koniec ze sportem. Jedyną aktywnością, na którą pozwalali mi lekarze, było pływanie – przypominał Jarosław Mazurowski w rozmowie z portalem gdansk.pl.

Po wielu latach choroby doszło u niego do tak dużego uszkodzenia wątroby, że przeszczep stał się  jedyną szansą na uratowanie życia. Czas przed operacją spędził w szpitalu, był w bardzo ciężkim stanie. Transplantacja odbyła się w 2005 roku. – Po przeszczepie z jednej strony radość, że znalazłem dawcę i wielogodzinna operacja się udała, ale z drugiej obudziłem się z czterokończynowym porażeniem. Najpewniej z powodu niewydolności wątroby – mówił Jarosław Mazurowski w rozmowie z portalem gdansk.pl.

Nie poddał się. Trzy lata po przeszczepie Jarosław rozpoczął treningi pływackie w Stowarzyszeniu Rehabilitacyjno-Sportowym Szansa Start Gdańsk propagującym rehabilitacje poprzez sport. Wygrał walkę o zdrowie, odnosi ogromne sportowe sukcesy. Miasto Gdańsk co roku przyznaje wyróżnienia oraz nagrody dla najwybitniejszych sportowców i trenerów. W 2022 roku wyróżniono blisko 60 zawodniczek, zawodników i trenerów, reprezentujących różne dyscypliny sportu. Jednym z nagrodzonych był właśnie Jarosław Mazurowski.

Przeczytaj także: Wielki sukces lekarzy z Zabrza.

Krystyna Murdzek

Krystyna Murdzek to szefowa Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji. Przez lata była okazem zdrowia, uprawiała narciarstwo biegowe, wybrała nawet studia na Akademii Wychowania Fizycznego. Kiedy pojawiły się pierwsze kłopoty z nerkami, zignorowała je, jak to robi wiele młodych osób. Problemy wróciły, gdy zaczęła pracować jako nauczycielka wychowania fizycznego. Były tak poważne, że nie mogła ich zignorować. Okazało się, że ma zapalenie miedniczek nerkowych i wielotorbielowatość nerek.

Lekarze ostrzegli, że grozi jej niewydolność nerek. Przestrzegali, że musi co rok robić badania, zapisywać wyniki, sprawdzać, czy parametry nerkowe nie pogarszają się. Nie udało się powstrzymać choroby.

W 2001 r. przeszczepiono jej nerkę, zabieg się udał, trzy miesiące po zabiegu jeździła w Zakopanem na nartach. Swoje przeżycia opisała w książce “Moje drugie narodzenie”. Z czasem przeszczepiona nerka przestała dobrze pracować.

– Jest mi bardzo przykro, bo po 16 latach moja nerka przestała dawać sobie radę. Miesiąc temu musiałam podjąć bardzo trudną dla mnie decyzję, rozpocząć dializy. Przyzwyczaiłam się już do pewnego rytmu życia, do swobody, ale to był wybór pomiędzy życiem i śmiercią – mówiła Krystyna Murdzek.

Teraz Krystyna jest już po drugiej transplantacji nerki. Przekonuje innych chorych: nie poddawajcie się, walczcie, wygracie.

Przeczytaj także: Przełomowy rok w Szczecinie.

fot. Piętka Mieszko/AKPA

Jan Stępniak

– To heroiczny, wielki gest zgodzić się w obliczu tragedii na to, by spróbować pomóc innej osobie – powtarza to przy każdej okazji jeden z „dobrych duch” Biegu po Nowe Życie – Jan Stępniak. Jan jest zawsze jest uśmiechnięty, pełen energii. Kto się z nim zetknął, ten wie, że Jan żyje pełnią życia, pracuje, podróżuje po świecie, wyciska co tylko można z drugiej szansy, jaką otrzymał.

Od urodzenia chorował na celiakię, to choroba wywołana nadwrażliwością na gluten. Jeszcze jako dziecko, w 1997 roku, po zapaleniu płuc wylądował w szpitalu. – Wtedy okazało się, że mam kiepskie wyniki badań moczu. Kolejne badania nie wykazywały poprawy. Okazało się, że mam chore nerki. Aż do 2004 roku byłem leczony farmakologicznie i właściwie nie odczuwałem żadnych skutków choroby. Tak było niestety tylko do czasu. W 2005 roku okazało się, że wymagam dializ otrzewnowych – opowiada.

Miał zacząć naukę w klasie maturalnej. 1 września było rozpoczęcie roku szkolnego, a on 25 sierpnia miał zakładany cewnik do dializy. Cewnik ten zakładany jest do brzucha, w czasie dializy wpuszcza się przez niego specjalny płyn, który zostaje tam przez kilka godzin. Potem jest wypuszczany, w ten sposób krew czyści się ze szkodliwych produktów przemiany materii.
Jego życie na dializach było pełne ograniczeń. Codziennie około godziny 18 podłączał się do maszyny, rano odłączał się, by zdążyć do szkoły. – Nie mogłem nigdzie wyjechać, mogłem najwyżej na kilka godzin wyrwać się do miasta. W ostatnich miesiącach przed przeszczepem musiałem podłączać się do maszyny także w ciągu dnia, co jeszcze dodatkowo utrudniało mi funkcjonowanie. Na dializach przebrnąłem przez studia, choć musiałem zamienić je na naukę zaoczną. Mieszkam we Wrześni, nie miałem tutaj możliwości nauki na studiach dziennych. W 2007 roku przeszedłem udaną transplantację, licencjat pisałem już z nową nerką – wspomina.

Przeczytaj także: Liderzy w przeszczepianiu nerek od żywych dawców.

Portal Transplantologia.info wspiera Aegon Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie S.A.


Bieg po Nowe Życie

Czytaj więcej...
Partnerzy